15 stycznia 2017

Przygoda Druga: Wielkie Igrzyska cz. II "Przyszłość, która nadejdzie"

No witam, witam wszystkich :) nic tak nie motywuje i nie przynosi weny jak wiszące nad głową widmo sesji xD (2 tygodnie, ratunku ;_:) Anyway, enjoy! :D 

Oślepił ich blask wielkich ognisk ustawionych dookoła Areny. Ludzie krzyczeli i wiwatowali na widok Jeźdźców. Na widowni można było dostrzec również wiele smoków, które, tak jak ich właściciele mieli swoje miejsca na trybunach i z takim samym zaciekawieniem przyglądały się pokazowi. Drużyna z Berk zrobiła największe wrażenie na wszystkich, wliczając w to dwór królewski, który zajmował niemalże ćwierć widowni. W dole ustawiono wielki taras, na którym smoki mogły wylądować i pokłonić się królowi. Stało tam kilku ludzi, w tym młoda dziewczyna, ubrana w kosztowne szaty, ze złotą koroną na głowie. Trzymała nożyce w ręku i przecinała wstęgę, otwierając Igrzyska. Obok asystowała jej Inge ze szczerym uśmiechem na twarzy i Persea, dumna jak paw. Smoki po kolei lądowały na tarasie, formując szereg. Z jeźdźcami na grzbiecie przypominali bardziej wojowników idących na wojnę niż zawodników Igrzysk. Wstęga opadła, przecięta na pół. Młoda dziewczyna zakrzyknęła donośnie
- Sto pięćdziesiąte Wielkie Smocze Igrzyska uważam za otwarte! - uniosła ręce w górę i wzniosła oczy do góry. Wiwaty i okrzyki na widowni wzmogły się jeszcze bardziej.
Czkawka zerkał dyskretnie co chwilę na swoją żonę, czy nic się jej nie dzieje. Była już w czwartym miesiącu ciąży, miewała wymioty, uderzenia gorąca, zawroty głowy. Jednak w tej chwili na jej twarzy malowało się tylko szczęście i duma, że może reprezentować Berk. Uśmiechała się promiennie i machała do ludzi na Arenie.
Smoki uniosły łby wystrzeliwując w powietrze plazmatyczne pociski. Niebo rozbłysło migotliwymi światłami, huk wystrzałów niósł się długo i daleko. Czkawka zastanawiał się, czy aby nie było tego słychać aż na Berk.
Po uroczystym otwarciu Igrzysk odbył się wystawny bal. Zaproszeni byli wszyscy uczestnicy Igrzysk, organizatorzy i wiele świetnych gości, głównie arystokracja i poważane osoby. Inge tańczyła z innymi dziewczętami zabawiając gości. Tańczyła również dziewczyna przecinająca wstęgę. Jak się potem okazało była to najstarsza córka króla – księżniczka Helena. Piękna, piekielnie inteligentna i silna jak mało kto, jak skomentował jej osobę Verkel w rozmowie z Czkawką. Znali się z czasów dzieciństwa, kiedy to Helena uczęszczała razem z nim na lekcje szermierki. Sączysmark siedział przy stole z kielichem wina w ręce przyglądając się przez całą ucztę Inge i wodząc za nią wzrokiem. Szpadka i Mieczyk, podpici i rozweseleni, opowiadali zebranym wokół nich słuchaczom swoje przygody. Większość była zmyślona na poczekaniu, jednak bliźniacy tak umiejętnie opowiadali, że ludzie dookoła wierzyli im co do słowa.
Król powstał niosąc wielki, złoty kielich w dłoni. Korona zdobiąca jego skronie zamigotała kiedy przemówił donośnym, niskim głosem pełnym powagi i szlachetności.
- Drodzy zebrani, czcigodni goście, umiłowane Smoki... - rozpoczął, zwracając na siebie całą uwagę – Kolejne Igrzyska rozpoczęte, kolejne dwa tygodnie spędzone na zabawie i współzawodnictwie. Wspaniałe Wielkie Igrzyska przynoszące chlubę mojemu ludowi i wszystkim uczestnikom. Chciałbym uroczyście powitać wszystkich zebranych w tej sali, pozdrowić was i pogratulować udziału. Przynosicie dumę swoim krajom już samym uczestnictwem w tych prestiżowych zawodach. Oby wasi bogowie czuwali nad wami w trakcie zmagań i rozgrywek, niech wielka Macierz Bogów wam błogosławi zsyłając siłę i męstwo w tych ważnych dla nas dniach – uniósł kielich wyżej – Niech zwyciężą najlepsi! Za Zwycięzców!
- Za Zwycięzców! - odpowiedziała chórem cała sala biesiadników.
- W tym roku – kontynuował król – Mamy zaszczyt gościć po raz pierwszy w historii Igrzysk wspaniałych gości z wyspy Berk położonej na dalekiej północy wraz z ich wodzem na czele – król skinął w stronę Czkawki stojącego pod rękę z Astrid – Mam nadzieję, że doświadczyliście ciepłego przyjęcia i gościny z naszej strony – Czkawka ukłonił się przed majestatem króla – Jeżeli mógłbym – dodał król naprędce – Prosiłbym was teraz do mojego stołu w sprawie traktatu handlowego – król wyciągnął rękę w stronę Czkawki, który próbował zachować poważną minę, jednak w głębi duszy chciał skakać ze szczęścia. Verkel miał rację, handel z południem miał już w kieszeni.
***
Do portu zawitał statek pod czarną banderą. Jego kapitanowi spieszno było na ląd. Przeczesał swe ciemne włosy palcami wypuszczając głośno powietrze z ust. Nie lubił Południa, czuł się tu zagrożony. Nocna straż miasta patrolowała port, więc nie było jakiegokolwiek sensu, by wynosić dziś ze statku zagrabione łupy: złoto, kamienie szlachetne, smocze skóry i łuski. Skarb nie był pełny, zabrakło najważniejszego przedmiotu, jednej smoczej głowy, której nie był w stanie zdobyć.
Eyck był zdesperowany. Wstrząsały nim dreszcze, zimny pot wystąpił na skórę. Co powie swojemu najemcy? Głowa Persei była najważniejszym zleceniem. Ten smok musi zginąć, jest ogromnym zagrożeniem dla pozostałych smoczych gatunków i dla ludzi, w ogóle nie powinna była się wykluć. A jego głupia siostrzyczka wytresowała ją i zdobyła jej lojalność. I to dzięki swej smoczycy może bez problemu skupiać energię i rozsadzać głowy ludziom. Kto wie, do czego jest jeszcze zdolna? Do czego obie są zdolne?
- Zaprzepaściłem moje więzy rodzinne, by chronić siostrę – mamrotał do siebie pod nosem – Zaprzepaściłem całą swoją przyszłość, by ta jedna głupia dziewczyna była bezpieczna... Mój smok zginął dla niej... I teraz ona tak mi się odpłaca, hodując i trzymając w NASZYM domu tę bestię nieokiełznaną, narażając cały nasz kraj na zagładę. Strażniczka się przebudziła, Smocze Ziele pływa teraz w krwi matki Czkawki, chroniąc ją od klątwy Oszołomostracha, Persea i Inge rosną w siłę, a te głupie dzieciaki z Berk bawią się w zawody i handel – pokręcił głową trąc skronie – Tak jak przepowiedziała Strażniczka Smoczego Ziela, nadejdzie wojna. Wojna, która zniszczy cały kontynent i wszystkie smoki. – łzy naszły mu do oczu – Nie będę w stanie ich ocalić...
- Panie – Eycka zawołał jeden z piratów – Przybył posłaniec króla, wpuścić na pokład?
- Wpuść – Odkrzyknął Eyck bez oznaki strachu – Król będzie zawiedziony, ale, może to i lepiej. Inge jest na miejscu, można nią teraz łatwiej manipulować – dodał sam do siebie. - Pazyfeuszu, jak miło cie widzieć, proszę wejdź i rozgość się, wina? - zasypał posłańca królewskiego gradem pytań, zmniejszając jego czujność.
***
Wracali do domu Inge i Verkela na piechotę. Wieczór był przyjemnie ciepły, wiał lekki, ożywczy wiaterek. Smoki brykały przed swoimi jeźdźcami, bawiąc się w ganianie za ogonami. Szpadka i Mieczyk nadal trzymali w rękach butelki z winem śpiewając sprośne melodie i rozśmieszając swoim zachowaniem grupę jeźdźców.
Inge trzymała się nieco z tyłu grupy obserwując ich i rozmyślając. Jej myśli krążyły zwłaszcza wokół osoby Sączysmarka, który, tak jak ona, szedł nieco w zamyśleniu. Ostatnio nie był sobą, zauważyła, że coś go gryzie. Przeczuwała o co chodzi i myśl o tym powodowała, ze robiło jej się ciepło na sercu. Kiedy byli jeszcze na Berk niemalże codziennie przynosił jej świeże kwiaty, zagadywał ją, flirtował na swój, uroczy skądinąd, sposób. Jednakże, od kiedy przypłynęli na południe, kontakt między nimi urwał się, jakby Sączysmark wstydził się jej. Uwielbiała jego obecność, poczucie humoru i brakowało jej tego. Skrycie pragnęła urwać się gdzieś na chwilę razem z nim i wyznać mu wszystkie swe uczucia, lecz na sama myśl o tym czerwieniła się ze wstydu. Pozostało jej czekać, aż Smark zrobi pierwszy krok, ale jednocześnie bała się, że jest on tak samo onieśmielony jak ona. Z drugiej strony wiedziała że wiele dziewcząt zalotnie spogląda na jeźdźca z północy. Był taki „inny” w porównaniu do miejscowych. Szerokie barki i ramiona, umięśniony, regularnie dbał o higienę siebie i swojego smoka korzystając z łaźń, saun i kąpielisk, miał też niesamowicie błękitne oczy i zniewalający uśmiech. Inge nie rozumiała, dlaczego podróżni bardowie wychwalają przymioty Czkawki zamiast Sączysmarka...
Idąc tak w zamyśleniu, zwolniła odrobinę krok, mając nadzieję że smark zauważy to i przyłączy się do niej. Pójdą na spacer, porozmawiają...
- Inge? - chłopak zagadał do niej – Chciałbym...
- Nie pozwoliła mu dokończyć zdania. Chwyciła go mocno pod ramię i szarpneła w stronę bocznej alejki prowadzącej go oliwnego gaju. Gaj ten – kilka drzewek oliwnych, ławeczka i połamane białe kolumy – był dawną świątynią i jednym z ulubionych miejsc spotkań w okolicy. Teraz jednak było tu pusto, gdyż większość nadal ucztowała na balu wraz z królem, lub spali w domach, wypoczywając i przygotowując się do jutrzejszego dnia. Sączysmark odchrząknął trochę zmieszany.
- Pewnie będą nas szukać...
- Nie będą – odparła szybko Inge
- Skąd wiesz?
- Przeczucie – uśmiechnęła się promiennie, odrzucając rude loki na plecy. Nie bardzo wiedziała jednak o czym rozmawiać z Sączysmarkiem. Odwróciła głowę udając, że podziwia kolumny i mając nadzieję iż chłopak nie dostrzegł jej ognistego rumieńca.
- I-Inge, ja... - zaczął Sączysmark jąkając się.
- Inge nie wiedziała co robić. Co ona wyobrażała sobie przyprowadzając tutaj Sączysmarka? Co ma mu powiedzieć, żeby nie zabrzmieć pretensjonalnie i głupio? Spanikowała. Dłonie pociły jej się z nerwów, w palcach ugniatała fałdkę swojej białej sukienki. Tylko jedna rzecz przychodziła jej teraz do głowy. Bez namysłu obróciła się w stronę chłopaka i pociągnęła go ku sobie całując w usta. Trwało to zaledwie sekundy ale dla niej było to jak cała wieczność. Kiedy w końcu oderwała się od niego, wyglądał na lekko oszołomionego.
- Byłeś dzisiaj niesamowity – wyszeptała zaraz po tym jak dostrzegła buraczano-czerwony rumieniec na jego twarzy. Ona pewnie wyglądała teraz podobnie. Zakryła usta dłonią i rzuciła się do ucieczki, powtarzając w myślach jaką idiotkę z siebie zrobiła.
***
Ogień. Przejmujący gorąc, dym szczypiący w oczy i drażniący gardło. Szczerbatek był na skraju wytrzymałości, Czkawka też. Wód Berk ciął mieczem na oślep, byle zranić przeciwnika, byle jak najszybciej znaleźć się wśród swoich. Widział jego ukochana Astrid w dole wbijającą topór w kręgosłup wroga. Krzyk konającego mężczyzny zmienił się w krwisty bulgot. Upadł na ziemię przygnieżdżony przez Wichurę, która dodatkowo, dla pewności, odgryzła mu głowę.
Nigdy jeszcze nie widział, by płomienie sięgały tak wysoko. Nie słyszał nigdy potworniejszych ryków zarzynanych się nawzajem smoków, jeźdźców, żołnierzy. Strach był ogromy, jednak wola przetrwania i troska o bliskich były teraz ważniejsze. Czkawka był pewien, że tak wygląda Ragnarok, zmierzch życia. Zaraz bogowie zejdą na ziemię, zobaczy się z ojcem w Vallhalli... Myślami jednak kurczowo trzymał się Astrid i życia, myśląc o pięknych dniach spędzonych z ukochaną i smokami na Berk, o swoich podróżach i odkrywaniu nowych wysp, o długich spacerach wśród straganów i sklepików na Południowym targu...
- Astrid! - ryknął Czkawka, budząc się zalany potem. Dziewczyny nie było bok niego. Stała przy oknie, wpatrując się w migoczący księżyc. Drgneła, kiedy usłyszała jego głos.
- Też miałam koszmary – wyszeptała – wojna, umierający, trupy, rzeź, nasze dziecko rodzi się martwe, kolumny ludzi i smoków w kajdanach, sunących bez życia w otchłań, wybuch wulkanu... - głos uwiązł jej w gardle gdy tak wyliczała a łzy napłynęły do oczu.
Czkawka wstał z łóżka i podszedł cicho do swojej żony. Objął ja za brzuch. Astrid poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi, jego miękkie usta na swoim karku, jego pocałunek – gest pełen czułości i miłości jaką ją darzył. Przymknęła oczy, rozkoszując się chwilą.
- Kocham cię, Astrid – wyszeptał Czkawka – Ciebie, nasze nienarodzone jeszcze dziecko, nasz lud i nasze smoki. Choć zbliża się wojna, czuję to w kościach, zrobię wszystko, by te koszmary się nie ziściły, przysięgam...
- Co my możemy, Czkawka? - zapytała z rezygnacją w głosie – Jesteśmy tylko ludźmi...
- Jesteśmy AŻ ludźmi – uśmiechnął się do niej czule, pocieszając ją jednocześnie – I mamy smoki. I realny wpływ na nasze życie i wydarzenia. Wszystko będzie dobrze moja droga, obiecuję.
Stali tak, przytulając się, jeszcze dłuższą chwilę. Spoglądali w gwiazdy, szukając w nich odpowiedzi na nurtujące ich pytania, szukając w nich znaków przyszłości , która ma nadejść. Potem Astrid pociągnęła męża w stronę łóżka i mocno przytuliła się do niego, pragnąc, by koszmary już nie wróciły. Oboje byli zmęczeni, a jutro pierwszy dzień zawodów, które muszą wygrać. Należało być wypoczętym, rześkim, spokojnym i zdeterminowanym. Tuż przed zaśnięciem zerknęła tylko w róg pokoju, gdzie stał oparty o ścianę jej topór. Był tam. Poczuła się dużo bezpieczniej.

9 października 2016

Krótkie Info


Zaczął się październik (aha, piździernik chyba), jestem chora (przeziębienie :)) i stwierdziłam, że zakomunikuję, że żyję i mam się nawet dobrze :) Miałam trochę problemów zdrowotnych ale jestem pod stałą obserwacją lekarza. To trudny czas dla mnie, dużo rzeczy uległo zmianie w moim życiu, ale trzymam się dzięki kilku wspaniałym osobom, które wspierają mnie i pomagają jak mogą (zwłaszcza lekarz). Nie wiem co dalej z blogiem, wiem, że chcielibyście więcej, ale nie wiem, czy sama jestem w stanie pisać wartościowy merytorycznie i poprawny kontent, pomimo iż całą fabułę mam rozpisaną na kilkanaście rozdziałów w przód. Proszę czytelników o zrozumienie i wybaczenie i nie zabijajcie mnie (plus, zaczęły mi się studia i ciężko mi skupić myśli na czymkolwiek poza nimi). To, że od tak długiego czasu tak długo nic się nie pojawiło to nie kwestia braku weny, lecz mojego samopoczucia. 

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło :)

9 kwietnia 2016

Przygoda Druga: Wielkie Igrzyska cz. I

Ból, strach, cierpienie... Całe miasto krzyczy, domy płoną, Eyck śmieje się szaleńczo, na jego skroniach spoczywa królewska korona, w dłoniach dzierży berło. Po kolei wskazuje nim pojmane osoby, skazując je na śmierć. Siedzi na złotym tronie wysadzanym smoczymi łuskami, zwieńczonym głową Nocnej Furii. Wszyscy, którzy mu się przeciwstawią, umrą w męczarniach, zamordowani najbardziej bolesnymi metodami. Eyck ma władzę absolutną i dokładnie wie czego chce. Cały świat ma oddać mu pokłon. Kałuża krwi rośnie u jego stóp. Jego pierś przebita jest sztyletem z wygrawerowanym słońcem. Eyck śmieje się coraz głośniej, jakby wcale nie zwracał uwagi na ostrze w jego piersi. W końcu jego śmiech zamienia się w bulgot, głowa Eycka eksploduje, lecz śmiech nadal trwa. Nadal słychać go w całej sali, odbija się echem od tarcz poległych wojowników i pozłacanych kolumn. Nie ustaje, nie cichnie, tak samo szaleńczy jak zawsze. Głowa Nocnej Furii otwiera swe oczy przemawiając do skazańców okropnym charkotem.
- Umrzeć w imię idei, prawdziwie czcigodna śmierć.
***
Inge obudziła się zalana potem i roztrzęsiona. Ból głowy narastał pulsując w skroni. Chwyciła się za brzuch i zakryła usta dłonią. Zdążyła dotrzeć do misy na wodę zanim zwymiotowała. Podniosła głowę i przejżała się w lustrze. Blask księżyca podkreślał jej głębokie sińce pod oczami. Miała potargane włosy i podrapaną szyję. Zawsze drapała się, kiedy się denerwowała, kiedy się bała. Bała się Eycka. Bała się, że zabierze jej Perseę, bała się, że zabierze wszystkie smoki: Szczerbatka, Wichurkę i resztę jakże cennych smoczych stworzeń. Smoki z północy, dumne i inteligentniejsze niż te z południa ,były o wiele droższe na czarnym rynku. Ich łuski były często wykorzystywane jako droga biżuteria
Inge zakręciło się w głowie od natłoku myśli, torsje wstrząsnęły jej ciałem raz jeszcze, po jej policzkach płynęły łzy. Potrzebowała teraz czyjejś obecności, obecności kogoś, komu ufała i pragnęła towarzystwa tej osoby. I wcale nie chciała, by był to Verkel. Ułożyła włosy, przemyła usta i owijając głowę muślinową chustą wyszła do ogrodu szukając spokoju. Zapach kwiatów był upajający. Było przyjemnie ciepło, ale nie duszno. Dziewczyna przysiadła przy niedużej fontannie na środku ogrodowego placu. Śpiew słowików uciszał jej zmęczony umysł. Oddychała głęboko, zaciągając się świeżym powietrzem o zapachu róż. Powoli wstała rozpoczynając serie ćwiczeń odprężająco – rozciągających, które pomagały skupić jej umysł i rozluźnić ciało. Gięła się i prostowała niczym smok niesiony przez ciepły prąd powietrza. Powoli, stopniowo, oddawała swoja złą energię otoczeniu, napawając się blaskiem księżyca i kojącym zapachem morza. Nie spostrzegła, że jest obserwowana.
- Nauczysz mnie tego? - spytała Astrid dopiero po chwili.
- O matulu! - wzdrygnęła się Inge – Myślałam, że jestem sama.

Astrid spytała ponownie.
- Nauczysz mnie tych ćwiczeń?
- J-jasne – uśmiechnęła się rudowłosa – Czemu nie śpisz, jest bardzo późno.
- Nie mogłam – westchnęła Astrid – Miałam koszmary, nie chciałam budzić Czkawki, on też nie sypia dobrze – zasmuciła się nagle.
- Rozumiem – Inge kiwnęła głową – Proszę, stań w lekkim rozkroku, wciągnij powietrze do płuc, głęboko, poczuj woń kwiatów, energię otaczającej nas przyrody... - Inge rozpoczęła swoją lekcję. Astrid okazała się bardzo pojętną uczennicą. Wystarczyło kilkanaście minut, by zrozumiała,
o co chodziło rudowłosej. Ćwiczyły, dopóki nie uznały, że są w pełni odprężone a ich umysły czyste
i przejrzyste.
- Będziesz brać udział w Igrzyskach? - Astrid spytała Inge.
- Tylko w uroczystych pokazach akrobatycznych, koncertach i we wręczaniu nagród – uśmiechnęła się dziewczyna – Moje umiejętności... cóż... Nie pozwalają mi uczestniczyć w takich zawodach. Niby to ode mnie zależy, czy będę rozsadzać ludziom głowy, czy nie, ale na wszelki wypadek lepiej dla mnie i dla zawodników bym tego nie robiła.
Astrid kiwnęła głową, zgadzając się. Umiejętności Inge były niebezpieczne, w tej kwestii zgadzała się z nią całkowicie.
- Choć, Astrid – Inge wzięła kobietę pod ramię – Czas wracać do pokoi i zdrzemnąć się trochę, jutro ważny dzień.
- Tak – uśmiechnęła się blondynka – W jakich kolorach wystąpisz w pierwszy dzień Igrzysk?
- Zobaczysz – Inge puściła do niej oczko, odprowadzając ja pod drzwi jej komnaty. Była jej stokrotnie wdzięczna, że dotrzymała jej towarzystwa i nie pozwoliła zwariować do reszty. 

***
Ranek nadszedł niespodziewanie szybko, ciągnąc ze sobą ciężkie deszczowe chmury. Ulicami miasta spływały potoki brudnej wody, pełnej pyłu i spalonej słońcem ziemi. Deszcz był potrzebny, bowiem panująca susza wyrządzała wielkie szkody w uprawie roli, zatem miejscowi rolnicy błogosławili tę chwilę, gdy z nieba zaczęły lecieć kropelki wody. Z czasem niewielki deszcz przekształcił się w ulewną nawałnicę, więc, tak czy siak, Czkawka musiał zostać ze Szczerbatkiem w domu, mimo iż smok bardzo chciał polatać. Ochłodziło się, jednak silny, porywisty wiatr mógłby połamać kości smoka podczas lotu, więc wódz Berk wykluczył dziś możliwość lotu. Przynajmniej na razie.
Większość osób zebrała się w kuchni, blisko paleniska, gdzie było ciepło i przytulnie. Blask ognia oświetlał twarze zgromadzonych domowników i szanownych gości, którzy popijali przyjemnie pachnący napar miętowy i snuli długie opowieści. Największym opowiadaczem okazał się Verkel, który znał wiele niestworzonych historii o dawno zapomnianych bohaterach i ich przygodach. Z zapałem opowiadał o walkach z potworami, niebezpiecznych wyprawach i ratowanych damach. Wszyscy słuchali go z niezwykłym zaciekawieniem i uwagą. Inge wymknęła się razem z Astrid z rana, jeszcze zanim zaczęło padać. Poszły razem po kostiumy i kreacje na Otwarcie Wielkich Igrzysk. Zabrały ze sobą swoje smoczyce i lokaja, by pomogli im zabrać te rzeczy do domu. Kiedy dotarły z powrotem były przemoknięte i zziębnięte, ale na ich twarzach malował się uśmiech.
- Padniecie z wrażenia, jak je zobaczycie! - Inge piszczała z radości – W tym roku szwaczki przeszły same siebie, naprawdę! Będziemy mięli najlepsze kostiumy na całych Igrzyskach! - zawołała radośnie zsuwając wielki kufer z barków Persei. Kiedy go otworzyła i wyjęła strój dla Czkawki, cała grupa wydała okrzyk zachwytu i zdumienia. Strój wykonany był z przyjemnego w dotyku czarnego materiału, miękkiego i wygodnego, haftowany pieką czerwoną i żółtą nicią w majestatyczne jęzory ognia na piersi i ozdobiony czymś na podobieństwo smoczych łusek jednak o wiele lżejszych. Z tych samych łusek wykonany był krótki płaszcz
- Zapożyczyłam i sprzedałam szwaczkom kilka pomysłów z twojego kostiumu do latania – uśmiechnęła się Astrid do Czkawki – Sprytnie ukryły w tym stroju kilka niespodzianek, choćby to – nacisnęła ledwo dostrzegalny guzik i włączyła mechanizm odpowiadający za unoszenie na wietrze, tak jak w kostiumie do latania Czkawki. Pokazała również chłopakowi kilka innych, przydatnych funkcji, jak sterowanie podczas lotu, szybkie schowanie „skrzydeł”, lub ich szybkie uruchomienie. Mężczyzna był zachwycony swoim strojem, jednak odłożył go na bok podziwiając kreację swojej żony. Sukienka z przodu sięgała jej ledwo do kolan, z tyłu zaś ciągnął się długi tren przypominający ogon Śmiertnika Zębacza. Kreacja była lekko udrapowana co dawało efekt płynności i podkreślało lekko zaokrąglony brzuszek Astrid a także jej majestatyczny chód. Sukienka odsłaniała jedno ramię, drugie było okryte pomarańczowo-żółtą koronką w kształcie płomieni, takich samych jak na kostiumie Czkawki. Podobnym motywem ozdobione były pozostałe stroje. Kostiumy bliźniaków utrzymane były w tonach zielonych, Strój Śledzika był, brązowy z odrobina perlistych akcentów, Sączysmark miał ciemnoczerwony kostium z elementami w kolorze ultramaryny, która wyjątkowo podkreślała odcień jego oczu. Stroje jeźdźców pasowały do łusek ich Smoków. Bestie też dostały swoje ozdoby stylizowane na płomienie. Całość prezentowała się zjawiskowo. Cała drużyna przypominała teraz co najmniej bógów.
- Na pewno olśnimy publikę w tych strojach – zachwycała się Inge zakładając na głowę złotą płomienną opaskę.

Po południu zaczęło się rozpogadzać. Chmury ustąpiły i, choć nadal było chłodno, wiele osób wyszło z domów udając się do Amfiteatru gdzie miały rozpocząć się Igrzyska. Atmosfera była gorąca, wszyscy czekali z niecierpliwością na Wielkie Wejście Smoków i prezentację tegorocznych uczestników. Sam król też zawitał na to wielkie wydarzenie. Razem ze swoją małżonką, dziećmi
i całą świtą zajmowali honorowe miejsce blisko areny, mając stamtąd najlepszy widok na cały plac.
Czkawka wyglądał przez niewielkie okno w pokoju przygotowawczym jego drużyny. Arena była ogromna, zmieściłoby się tu co najmniej dziesięć Oszołomostrachów. Otwarta przestrzeń zachęcała do popisów, było to idealne miejsce do organizowania wielkich zawodów, o wiele, wiele większe niż ich arena na Berk.
Robi wrażenie, co? - zaczepił go Verkel. Ubrany był w czarny kostium, zapinany pod szyją złotą broszką w kształcie głowy Śmiertnika Zębacza. Czawka spostrzegł się, ze to broszka jego wyrobu. Verkel musiał ją kupić od jednego z wędrownych kupców.
- Tak – odparł zachwycony Czkawka – Też bierzesz udział w tym wszystkim?
- Nie, jestem na to za stary – zaśmiał się – Jestem tu dla Inge. Gdyby coś jej się stało... Niby bierze udział tylko w pokazach akrobatycznych, jednak będzie w tym czasie wysoko nad ziemią... - zawiesił głos.
- Rozumiem – odparł Czkawka – Ja też rozmawiałem na ten temat z Astrid już kilka razy
i tak samo nie chce odpuścić. Uparła się, że żona musi pozostać przy mężu.
- Ach, kobiety – westchnął Verkel rozkładając ręce. Czkawka odparł uśmiechem. Zawył róg.
- Już czas – Verkel poklepał go po ramieniu – Powodzenia, niech los wam sprzyja! Wygrajcie zawody, bo kontakty handlowe macie gwarantowane – podrapał Szczerbatka pod brodą uśmiechając się do smoka – Liczymy na was, ja i Inge.
- Nie zawiedziemy Was - odparł wesoło Czkawka. Szczerbatek w podskokach dołączył do reszty drużyny. Wszyscy byli trochę podenerwowani i spięci, ale kiedy ich wódz dołączył do nich, ubrany w płomienny kostium, wyglądający jak prawdziwy dowódca atmosfera rozluźniła się. Byli pewni, że razem wygrają te zawody i przyniosą Berk jeszcze większą sławę i chwałę.


***



Rozdzialik krótki, ale napisany :3 tymczasem lecę krypcić (Fallout Shellter, love forever <3) i rysować.



Pozdrawiam



Smoczka Strażniczka

3 kwietnia 2016

Od Autorki

Ile to już czasu minęło zanim cokolwiek tu opublikowałam... ze dwa lata chyba. W każdym razie to naprawdę długa przerwa i zastanawiam się czy chcecie jeszcze w ogóle dalszy ciąg tej opowieści. Czy uważacie, że jest sens, żeby coś tu jeszcze się pojawiało? Cóż, ta przerwa była mi bardzo potrzebna. skupiłam się w tym czasie na rysunku (nadal skupiam się głównie na nim), bo to moja przyszłość, zainwestowałam w to dużo pieniędzy, jest to dla mnie bardzo ważne. Jednakże ostatnio mam kilka pomysłów, m.in. żeby wrócić do pisania. I chciałabym wrócić do tego bloga, tylko nie wiem, czy jest jeszcze jakiś "sęs" jak to mówi mój nauczyciel rysunku ;)

Tak więc, pytam Was wszystkich o zdanie na ten temat i pozdrawiam

Smocza Strażniczka

24 grudnia 2014

11. Południe w południe

Czerwony świt przebił się przez cienką zasłonkę. Czkawkę kręciło w żołądku od ciągłego kołysania fal. Płynęli już trzy miesiące a wodzowi Berk wcale nie minęła choroba morska. Mało jadł, co spowodowało, że jeszcze nieznacznie schudł. Astrid załamywała ręce patrząc na męża i karmiła go na siłę.
Teraz jego żona jeszcze smacznie spała. Złociste loki dziewczyny rozlały się wokół jej twarzy, tworząc jaśniejącą w pierwszych promieniach słońca aureolę. Astrid wyglądała niczym anioł. Czkawka uśmiechnął się, całując jej białe, jakby wycięte z marmuru ramiona i powoli wstał z łóżka, rozprostowując kości.
Szczerbatek już hasał po okręcie, czekając na swojego jeźdźca. Jemu też doskwierała choroba, co pasażerowie statku dotkliwie doświadczali, sprzątając na wpół strawione, cuchnące rybami wymiociny smoka, które Nocna Furia zostawiała w przedziwnych miejscach jak na przykład, w beczkach po wodzie pitnej albo między linami.
Tego dnia dopływali do celu swej podróży. Czkawka postanowił wylecieć na przód przed okręt i rozejrzeć się po okolicy. Mężczyzna narzucił na siebie tylko lekką, jasną tunikę i przewiesił przez ramię krótki, zielony płaszcz. Nie przywykł do takiego stroju, jednak w futrze i skórach ugotowałby się w klimacie południowym. Tu nawet w nocy było ciepło, a w godzinach południowych ludzie mięli zakaz wychodzenia na słońce. Życie zaczynało się tu dopiero po zmroku.
Wyszedł na zewnątrz. Na pokładzie kręciło się kilku jeźdźców. W okolicy dostrzegł Ereta z Czaszkochrupem i bliźniaków z Jotem i Wymem łowiących ryby. Statek powoli sunął przed siebie, a gwiazdy zanikały, stopniowo, wraz z wysokością słońca na horyzoncie.
Szczerbatek zamachnął ogonem widząc Czkawkę. Zaczął się do niego łasić.
- No, co Mordko, co? – Czkawka głaskał go po mordce i drapał pod brodą. Smok uwielbiał drapanie. Chłopak usadowił się wygodnie w siodle na grzbiecie Nocnej Furii. Smok poderwał się do Lotu. Dopiero w powietrzu ich żołądki przestały się ściskać. Szybowali powoli, unoszeni ciepłym prądem. Lekka, nadmorska mgiełka powodowała, że włosy Czkawki szybko zwilgotniały, przyklejając się do twarzy. Chłopak zrobił kilka głębszych oddechów i odprężył się. Dopiero tu, między chmurami, sam na sam ze swoim ukochanym Szczerbatkiem czuł się naprawdę sobą. Tu nie odgrywał żadnej roli, nie czuł nic. Był tylko człowiekiem a pod nim był smok. Ten stan błogości nigdy nie trwał długo, ale Czkawka zawsze delektował się każdą chwilą spokoju i prawdziwej wolności.
Na horyzoncie zamajaczyły ciemne kształty. Z każdą minutą ląd wyłaniał się spośród błękitnej toni. Ośnieżone szczyty górskie, gęste zielone lasy, złociste równiny i białe, kredowe, wysokie klify nadbrzeżne – tak malował się krajobraz południa. To wszystko tak bardzo różniło się od Berk, że Czkawce wydawało się przez chwilę, że dotarł do raju i wkrótce, być może, spotka swojego zmarłego ojca. Po chwili oprzytomniał, widząc latające na niebie smoki wodne, a w oddali dym... Pora sucha dawała o sobie znać licznymi pożarami.
Czkawka zawrócił ze Szczerbatkiem na statek. Na pokładzie już wszyscy uwijali się, znosząc tobołki i bagaże. Przy sterze stała Inge. Z burzą rozwianych włosów przypominających koronę wyglądała niczym królowa. Nieopodal, Astrid oparła się o zdobioną poręcz. Czkawka odszedł do niej i stanął obok, przyglądając się żonie. Dziewczyna zaplotła włosy w dwa warkocze i upięła je w misterny kok. Miała na sobie delikatną, drapowaną, błękitną sukienkę do kostek i przepasaną pod biustem złota wstążką. Była boso. Miała naprawdę kształtne i niewielkie stopy, ale zwinne i mocne. W tej kreacji w niczym nie przypominała prawdziwej Astrid – hardej i twardej młodej kobiety z Północy o trudnym charakterze ale i o kochającym sercu.
Astrid uśmiechnęła się do Czkawki.
- Widać już ląd – skinęła głową.
- Widać – potwierdził Czkawką, choć nie było to pytanie.
Ich wyprawa miała być czymś w rodzaju podróży poślubnej. Ponadto Berk jako pierwsza w historii osada północna miała wziąć udział w prestiżowych Smoczych Igrzyskach – wielkich zawodach organizowanych raz na cztery lata. 
Wpływali do portu przez wąską bramę wodną umieszczoną pomiędzy dwiema skałami. Ustawiono na nich monumentalny marmurowy posąg Śmiertnika Zębacza z pozłacanymi kolcami i rogami. W paszczy smoka umieszczono wielka pochodnię, służącą zapewne za latarnię orską. Ogrom statuy przytłaczał i powodował, że ludzie czuli się tylko nic nie znaczącym pyłkiem.
- Piękny, co? – podpytał Verkel Czkawkę, wpatrującego się w marmurowego kolosa.
- Tak – Wódz Berk odparł, nieco zaskoczony – Czuję się jak mrówka w porównaniu z tym gigantem.
Port dorównywał wielkością posągowi. Z jednej strony stały na wodzie ogromne łodzie rybackie, z drugiej – statki pasażerskie i handlowe. W oddali w zatoce zagrodzonej metalową siatką Czkawka dostrzegł okręty i machiny wojenne. Wszędzie było słychać donośne krzyki mew i pracujących robotników. Mimo,  słońce dopiero wstawało, panował już nieznośny ukrp, powietrze było ciężkie, wilgotne i parne. Sól morska osadzała się na spragnionych wargach i spoconej skórze.
- Cieplej tu niż w saunie – zadrwił Sączysmark ocierając chusteczką twarz.
- Fakt, cieplutko – skomentował Mieczyk podziwiając, przechadzające się w porcie, młode dziewczęta. Na widok jeźdźców zachichotały i oddaliły się, co chwila się odwracając.
- Macie tu takie widoczki na co dzień? – Mieczyk dopytywał Verkela. Blondyn roześmiał się a Szpadka uderzyła brata w tył czaszki.
- Za co?! – spytał Mieczyk, ale Szpadka tylko prychnęła i odwróciła wzrok.
Zeszli na ląd. Czkawka wielbił tę błogosławioną chwilę, gdy postawił stopę na suchej ziemi. Jednakże czułby się jeszcze lepiej, gdyby mógł wsiąść na Szczerbatka i polatać.
- Moi drodzy! – zwołała Inge, zakładając na głowę śmieszną, kolorową chustkę – To – wskazała na głowę – to jest mój znak rozpoznawczy. Jeśli zgubicie się w tłumie, szukajcie tej chustki.
- Nie polecimy? – spytał Sączysmark.
- Nie. Nasze bagaże dostarczą do domu ekipy transportowe. My się przejdziemy- rudowłosa zerknęła na słońce – Musimy zdążyć przed południem, więc radzę się pospieszyć.
Smoki smętnie sunęły za jeźdźcami. Dokuczał im skwar i duchota, były padnięte i śpiące. Jednak ilość zapachów drażniących ich nosy i mnogość kolorów doszczętnie pozbawiała je ochoty na drzemkę. Ponadto ludzie kręcili się wokół nich, robili zakupyśmiali się. Panował ogólny chaos.
Inge, widząc skwaszone smocze miny i dezorientacje jeźdźców podjęła rozmowę.
- Na każdego udomowionego smoka dostajemy państwowe zasiłki, zależnie od wieku, wielkości rasy i liczby gadziny – podrapała Perseę po nosie – Niektórzy dobrze z tego żyją i dlatego na południu praktycznie nie ma żebraków i bezdomnych. Każdy, kto posiada smoka, dostaje mieszkanie, które jest przystosowane do hodowli konkretnego gatunku.
Skręcili w lewo, w nieco węższą ulicę, pełną kawiarni, kwiaciarni i zakładów manufakturowych. Dwu- lub trzypiętrowe domy były ustawione bardzo blisko siebie, często niemalże przylegające. Zbudowane były w większości z drewna ale niektóre, bogatsze, były podmurowane i pobielone.
Słońce wznosiło się coraz wyżej. Panował już nieznośny skwar, kiedy w końcu dotarli do domu Inge i Verkela. Była to spora posiadłość w bogatej dzielnicy miasta, aczkolwiek nieco podniszczona i zaniedbana. Drzwi otworzył im sługa o oliwkowej cerze i ciemnych, kręconych włosach. Miał na sobie tylko lekką, bardzo zwiewną i krótką tunikę na jedno ramię. Niskim ale ciepłym głosem obwieścił z radością przybycie domowników.
- Panienka Inge i panicz Verkel wrócili do domu!
- Mamo! – krzyknęła Inge na widok kobiety w podeszłym wieku. Obie były do siebie bardzo podobne, choć starsza kobieta była już nieco posiwiała i upięła włosy pięknym, złotym grzebieniem.  Verkel głęboko ukłonił się przed matką i ucałował jej ręce.
- Ach! – starsza kobieta westchnęła na widok Czkawki – Ty musisz być synem Stoicka i Valki! – zawołała. Czkawka lekko skinął głową zastanawiając się, skąd u tej kobiety taki entuzjazm w związku z jego osobą. Powinna się cieszyć z przybycia dzieci a nie z przybycia zupełnie obcej jej osoby – Jesteś bardzo podobny do matki – kobiecina kontynuowała, klepiąc go po policzku – W młodości byłyśmy bardzo dobrymi przyjaciółkami – mruknęła i dodała po chwili – Ale to stare czasy były. Podzieliły nas... poglądy na życie, że tak to ujmę. No cóż! – westchnęła i klasnęła w dłonie. Natychmiast pojawiły się u jej boku dwie służki – Zaprowadźcie gości do ich pokoi, na pewno  bardzo zmęczeni – odwróciła się na pięcie, obejmując córkę i syna. Jeszcze szybko rzuciła przez ramię, że o osiemnastej jest obiad i wyszła z dziećmi.
Reszta tymczasem oddaliła się do przeciwnego skrzydła dworku, który sąsiadował z ogrodami. Bliskość fontann i położenie w zacienionym miejscu dawało uczucie przyjemnego chłodu zwłaszcza po niemalże dwugodzinnym spacerze po rozgrzanym do czerwoności mieście. Czkawka, Astrid, Wichura i Szczerbatek dostali razem dwie komnaty, jedna dla jeźdźców, druga dla smoków i do tego własną łazienkę i pełną garderobę. Pani tego domu nie szczędziła pieniędzy na wyposażenie posiadłości. Meble były wykonane z najdroższych materiałów, pościel i tkaniny - miękkie i przyjemne w dotyku. Całość rozświetlały niewielkie, kinkiety z brązu. W łazience już czekała na nich uszykowane dwie wanny dla ludzi pełne letniej, pachnącej wody. Smoki tymczasem zabrano do jednego z ogrodów dla nich przeznaczonych, gdzie mogły wejść do specjalnego basenu z preparatami myjącymi i nabłyszczającymi łuski.
Wikingowie nigdy nie widzieli takich luksusów, jednakże, mimo wspaniałości tego miejsca, wszyscy bardzo tęsknili za pozostawionym domem. Czkawka nie bał się, że Berk coś będzie – swoich ludzi pozostawił po opieka Valki i Pyskacza. Jego matka potrafiła skutecznie zmobilizować mieszkańców do pracy a nawet, w razie potrzeby, walki. Wiedział, że to ryzyko pozostawić wioskę bez wodza na tak długi czas, ale możliwość wygranej w Igrzyskach i, co za tym idzie, ogromnego prestiżu dla Berk, spowodowała, że odważył się zaryzykować.  Potrzebują nowych szlaków morskich i kontaktów handlowych. Wygranie tych zawodów otworzy im bramę na świat.
Astrid wskoczyła do jednej z naszykowanych wanien i westchnęła z ulgą zanurzając się w wodzie po szyję.
- Mogłabym tak tu siedzieć do kolacji – Odprężyła się – gdyby nie chciałoby mi się aż tak bardzo spać.  


Czkawka chwilę potem dołączył do niej, rozkoszując się dotykiem wody na rozpalonej od słońca skórze. Kilka razy zanurzył się po czubek głowy w wodzie, poleżał chwile i wyszedł, narzucając na siebie ręcznik. Podszedł do lustra, usiadł wygodnie na stołku obitym atłasem, wyjął z szuflady brzytwę i ogolił się. Na południu broda była zbędnym, niepraktycznym dodatkiem, choć pozostawił kilka milimetrów włosków, by nazajutrz nie piekła go twarz. Otarł się z wody, wysuszył włosy, wrzucił czystą tunikę i legł w miękkich poduszkach na mahoniowym łożu. 

***

A tak pod choinkę, jako prezent postanowiłam końcu coś wrzucić. Wesołych świąt Wam życzymy - ja i Pisklak :3

Smocza Strażniczka