15 stycznia 2017

Przygoda Druga: Wielkie Igrzyska cz. II "Przyszłość, która nadejdzie"

No witam, witam wszystkich :) nic tak nie motywuje i nie przynosi weny jak wiszące nad głową widmo sesji xD (2 tygodnie, ratunku ;_:) Anyway, enjoy! :D 

Oślepił ich blask wielkich ognisk ustawionych dookoła Areny. Ludzie krzyczeli i wiwatowali na widok Jeźdźców. Na widowni można było dostrzec również wiele smoków, które, tak jak ich właściciele mieli swoje miejsca na trybunach i z takim samym zaciekawieniem przyglądały się pokazowi. Drużyna z Berk zrobiła największe wrażenie na wszystkich, wliczając w to dwór królewski, który zajmował niemalże ćwierć widowni. W dole ustawiono wielki taras, na którym smoki mogły wylądować i pokłonić się królowi. Stało tam kilku ludzi, w tym młoda dziewczyna, ubrana w kosztowne szaty, ze złotą koroną na głowie. Trzymała nożyce w ręku i przecinała wstęgę, otwierając Igrzyska. Obok asystowała jej Inge ze szczerym uśmiechem na twarzy i Persea, dumna jak paw. Smoki po kolei lądowały na tarasie, formując szereg. Z jeźdźcami na grzbiecie przypominali bardziej wojowników idących na wojnę niż zawodników Igrzysk. Wstęga opadła, przecięta na pół. Młoda dziewczyna zakrzyknęła donośnie
- Sto pięćdziesiąte Wielkie Smocze Igrzyska uważam za otwarte! - uniosła ręce w górę i wzniosła oczy do góry. Wiwaty i okrzyki na widowni wzmogły się jeszcze bardziej.
Czkawka zerkał dyskretnie co chwilę na swoją żonę, czy nic się jej nie dzieje. Była już w czwartym miesiącu ciąży, miewała wymioty, uderzenia gorąca, zawroty głowy. Jednak w tej chwili na jej twarzy malowało się tylko szczęście i duma, że może reprezentować Berk. Uśmiechała się promiennie i machała do ludzi na Arenie.
Smoki uniosły łby wystrzeliwując w powietrze plazmatyczne pociski. Niebo rozbłysło migotliwymi światłami, huk wystrzałów niósł się długo i daleko. Czkawka zastanawiał się, czy aby nie było tego słychać aż na Berk.
Po uroczystym otwarciu Igrzysk odbył się wystawny bal. Zaproszeni byli wszyscy uczestnicy Igrzysk, organizatorzy i wiele świetnych gości, głównie arystokracja i poważane osoby. Inge tańczyła z innymi dziewczętami zabawiając gości. Tańczyła również dziewczyna przecinająca wstęgę. Jak się potem okazało była to najstarsza córka króla – księżniczka Helena. Piękna, piekielnie inteligentna i silna jak mało kto, jak skomentował jej osobę Verkel w rozmowie z Czkawką. Znali się z czasów dzieciństwa, kiedy to Helena uczęszczała razem z nim na lekcje szermierki. Sączysmark siedział przy stole z kielichem wina w ręce przyglądając się przez całą ucztę Inge i wodząc za nią wzrokiem. Szpadka i Mieczyk, podpici i rozweseleni, opowiadali zebranym wokół nich słuchaczom swoje przygody. Większość była zmyślona na poczekaniu, jednak bliźniacy tak umiejętnie opowiadali, że ludzie dookoła wierzyli im co do słowa.
Król powstał niosąc wielki, złoty kielich w dłoni. Korona zdobiąca jego skronie zamigotała kiedy przemówił donośnym, niskim głosem pełnym powagi i szlachetności.
- Drodzy zebrani, czcigodni goście, umiłowane Smoki... - rozpoczął, zwracając na siebie całą uwagę – Kolejne Igrzyska rozpoczęte, kolejne dwa tygodnie spędzone na zabawie i współzawodnictwie. Wspaniałe Wielkie Igrzyska przynoszące chlubę mojemu ludowi i wszystkim uczestnikom. Chciałbym uroczyście powitać wszystkich zebranych w tej sali, pozdrowić was i pogratulować udziału. Przynosicie dumę swoim krajom już samym uczestnictwem w tych prestiżowych zawodach. Oby wasi bogowie czuwali nad wami w trakcie zmagań i rozgrywek, niech wielka Macierz Bogów wam błogosławi zsyłając siłę i męstwo w tych ważnych dla nas dniach – uniósł kielich wyżej – Niech zwyciężą najlepsi! Za Zwycięzców!
- Za Zwycięzców! - odpowiedziała chórem cała sala biesiadników.
- W tym roku – kontynuował król – Mamy zaszczyt gościć po raz pierwszy w historii Igrzysk wspaniałych gości z wyspy Berk położonej na dalekiej północy wraz z ich wodzem na czele – król skinął w stronę Czkawki stojącego pod rękę z Astrid – Mam nadzieję, że doświadczyliście ciepłego przyjęcia i gościny z naszej strony – Czkawka ukłonił się przed majestatem króla – Jeżeli mógłbym – dodał król naprędce – Prosiłbym was teraz do mojego stołu w sprawie traktatu handlowego – król wyciągnął rękę w stronę Czkawki, który próbował zachować poważną minę, jednak w głębi duszy chciał skakać ze szczęścia. Verkel miał rację, handel z południem miał już w kieszeni.
***
Do portu zawitał statek pod czarną banderą. Jego kapitanowi spieszno było na ląd. Przeczesał swe ciemne włosy palcami wypuszczając głośno powietrze z ust. Nie lubił Południa, czuł się tu zagrożony. Nocna straż miasta patrolowała port, więc nie było jakiegokolwiek sensu, by wynosić dziś ze statku zagrabione łupy: złoto, kamienie szlachetne, smocze skóry i łuski. Skarb nie był pełny, zabrakło najważniejszego przedmiotu, jednej smoczej głowy, której nie był w stanie zdobyć.
Eyck był zdesperowany. Wstrząsały nim dreszcze, zimny pot wystąpił na skórę. Co powie swojemu najemcy? Głowa Persei była najważniejszym zleceniem. Ten smok musi zginąć, jest ogromnym zagrożeniem dla pozostałych smoczych gatunków i dla ludzi, w ogóle nie powinna była się wykluć. A jego głupia siostrzyczka wytresowała ją i zdobyła jej lojalność. I to dzięki swej smoczycy może bez problemu skupiać energię i rozsadzać głowy ludziom. Kto wie, do czego jest jeszcze zdolna? Do czego obie są zdolne?
- Zaprzepaściłem moje więzy rodzinne, by chronić siostrę – mamrotał do siebie pod nosem – Zaprzepaściłem całą swoją przyszłość, by ta jedna głupia dziewczyna była bezpieczna... Mój smok zginął dla niej... I teraz ona tak mi się odpłaca, hodując i trzymając w NASZYM domu tę bestię nieokiełznaną, narażając cały nasz kraj na zagładę. Strażniczka się przebudziła, Smocze Ziele pływa teraz w krwi matki Czkawki, chroniąc ją od klątwy Oszołomostracha, Persea i Inge rosną w siłę, a te głupie dzieciaki z Berk bawią się w zawody i handel – pokręcił głową trąc skronie – Tak jak przepowiedziała Strażniczka Smoczego Ziela, nadejdzie wojna. Wojna, która zniszczy cały kontynent i wszystkie smoki. – łzy naszły mu do oczu – Nie będę w stanie ich ocalić...
- Panie – Eycka zawołał jeden z piratów – Przybył posłaniec króla, wpuścić na pokład?
- Wpuść – Odkrzyknął Eyck bez oznaki strachu – Król będzie zawiedziony, ale, może to i lepiej. Inge jest na miejscu, można nią teraz łatwiej manipulować – dodał sam do siebie. - Pazyfeuszu, jak miło cie widzieć, proszę wejdź i rozgość się, wina? - zasypał posłańca królewskiego gradem pytań, zmniejszając jego czujność.
***
Wracali do domu Inge i Verkela na piechotę. Wieczór był przyjemnie ciepły, wiał lekki, ożywczy wiaterek. Smoki brykały przed swoimi jeźdźcami, bawiąc się w ganianie za ogonami. Szpadka i Mieczyk nadal trzymali w rękach butelki z winem śpiewając sprośne melodie i rozśmieszając swoim zachowaniem grupę jeźdźców.
Inge trzymała się nieco z tyłu grupy obserwując ich i rozmyślając. Jej myśli krążyły zwłaszcza wokół osoby Sączysmarka, który, tak jak ona, szedł nieco w zamyśleniu. Ostatnio nie był sobą, zauważyła, że coś go gryzie. Przeczuwała o co chodzi i myśl o tym powodowała, ze robiło jej się ciepło na sercu. Kiedy byli jeszcze na Berk niemalże codziennie przynosił jej świeże kwiaty, zagadywał ją, flirtował na swój, uroczy skądinąd, sposób. Jednakże, od kiedy przypłynęli na południe, kontakt między nimi urwał się, jakby Sączysmark wstydził się jej. Uwielbiała jego obecność, poczucie humoru i brakowało jej tego. Skrycie pragnęła urwać się gdzieś na chwilę razem z nim i wyznać mu wszystkie swe uczucia, lecz na sama myśl o tym czerwieniła się ze wstydu. Pozostało jej czekać, aż Smark zrobi pierwszy krok, ale jednocześnie bała się, że jest on tak samo onieśmielony jak ona. Z drugiej strony wiedziała że wiele dziewcząt zalotnie spogląda na jeźdźca z północy. Był taki „inny” w porównaniu do miejscowych. Szerokie barki i ramiona, umięśniony, regularnie dbał o higienę siebie i swojego smoka korzystając z łaźń, saun i kąpielisk, miał też niesamowicie błękitne oczy i zniewalający uśmiech. Inge nie rozumiała, dlaczego podróżni bardowie wychwalają przymioty Czkawki zamiast Sączysmarka...
Idąc tak w zamyśleniu, zwolniła odrobinę krok, mając nadzieję że smark zauważy to i przyłączy się do niej. Pójdą na spacer, porozmawiają...
- Inge? - chłopak zagadał do niej – Chciałbym...
- Nie pozwoliła mu dokończyć zdania. Chwyciła go mocno pod ramię i szarpneła w stronę bocznej alejki prowadzącej go oliwnego gaju. Gaj ten – kilka drzewek oliwnych, ławeczka i połamane białe kolumy – był dawną świątynią i jednym z ulubionych miejsc spotkań w okolicy. Teraz jednak było tu pusto, gdyż większość nadal ucztowała na balu wraz z królem, lub spali w domach, wypoczywając i przygotowując się do jutrzejszego dnia. Sączysmark odchrząknął trochę zmieszany.
- Pewnie będą nas szukać...
- Nie będą – odparła szybko Inge
- Skąd wiesz?
- Przeczucie – uśmiechnęła się promiennie, odrzucając rude loki na plecy. Nie bardzo wiedziała jednak o czym rozmawiać z Sączysmarkiem. Odwróciła głowę udając, że podziwia kolumny i mając nadzieję iż chłopak nie dostrzegł jej ognistego rumieńca.
- I-Inge, ja... - zaczął Sączysmark jąkając się.
- Inge nie wiedziała co robić. Co ona wyobrażała sobie przyprowadzając tutaj Sączysmarka? Co ma mu powiedzieć, żeby nie zabrzmieć pretensjonalnie i głupio? Spanikowała. Dłonie pociły jej się z nerwów, w palcach ugniatała fałdkę swojej białej sukienki. Tylko jedna rzecz przychodziła jej teraz do głowy. Bez namysłu obróciła się w stronę chłopaka i pociągnęła go ku sobie całując w usta. Trwało to zaledwie sekundy ale dla niej było to jak cała wieczność. Kiedy w końcu oderwała się od niego, wyglądał na lekko oszołomionego.
- Byłeś dzisiaj niesamowity – wyszeptała zaraz po tym jak dostrzegła buraczano-czerwony rumieniec na jego twarzy. Ona pewnie wyglądała teraz podobnie. Zakryła usta dłonią i rzuciła się do ucieczki, powtarzając w myślach jaką idiotkę z siebie zrobiła.
***
Ogień. Przejmujący gorąc, dym szczypiący w oczy i drażniący gardło. Szczerbatek był na skraju wytrzymałości, Czkawka też. Wód Berk ciął mieczem na oślep, byle zranić przeciwnika, byle jak najszybciej znaleźć się wśród swoich. Widział jego ukochana Astrid w dole wbijającą topór w kręgosłup wroga. Krzyk konającego mężczyzny zmienił się w krwisty bulgot. Upadł na ziemię przygnieżdżony przez Wichurę, która dodatkowo, dla pewności, odgryzła mu głowę.
Nigdy jeszcze nie widział, by płomienie sięgały tak wysoko. Nie słyszał nigdy potworniejszych ryków zarzynanych się nawzajem smoków, jeźdźców, żołnierzy. Strach był ogromy, jednak wola przetrwania i troska o bliskich były teraz ważniejsze. Czkawka był pewien, że tak wygląda Ragnarok, zmierzch życia. Zaraz bogowie zejdą na ziemię, zobaczy się z ojcem w Vallhalli... Myślami jednak kurczowo trzymał się Astrid i życia, myśląc o pięknych dniach spędzonych z ukochaną i smokami na Berk, o swoich podróżach i odkrywaniu nowych wysp, o długich spacerach wśród straganów i sklepików na Południowym targu...
- Astrid! - ryknął Czkawka, budząc się zalany potem. Dziewczyny nie było bok niego. Stała przy oknie, wpatrując się w migoczący księżyc. Drgneła, kiedy usłyszała jego głos.
- Też miałam koszmary – wyszeptała – wojna, umierający, trupy, rzeź, nasze dziecko rodzi się martwe, kolumny ludzi i smoków w kajdanach, sunących bez życia w otchłań, wybuch wulkanu... - głos uwiązł jej w gardle gdy tak wyliczała a łzy napłynęły do oczu.
Czkawka wstał z łóżka i podszedł cicho do swojej żony. Objął ja za brzuch. Astrid poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi, jego miękkie usta na swoim karku, jego pocałunek – gest pełen czułości i miłości jaką ją darzył. Przymknęła oczy, rozkoszując się chwilą.
- Kocham cię, Astrid – wyszeptał Czkawka – Ciebie, nasze nienarodzone jeszcze dziecko, nasz lud i nasze smoki. Choć zbliża się wojna, czuję to w kościach, zrobię wszystko, by te koszmary się nie ziściły, przysięgam...
- Co my możemy, Czkawka? - zapytała z rezygnacją w głosie – Jesteśmy tylko ludźmi...
- Jesteśmy AŻ ludźmi – uśmiechnął się do niej czule, pocieszając ją jednocześnie – I mamy smoki. I realny wpływ na nasze życie i wydarzenia. Wszystko będzie dobrze moja droga, obiecuję.
Stali tak, przytulając się, jeszcze dłuższą chwilę. Spoglądali w gwiazdy, szukając w nich odpowiedzi na nurtujące ich pytania, szukając w nich znaków przyszłości , która ma nadejść. Potem Astrid pociągnęła męża w stronę łóżka i mocno przytuliła się do niego, pragnąc, by koszmary już nie wróciły. Oboje byli zmęczeni, a jutro pierwszy dzień zawodów, które muszą wygrać. Należało być wypoczętym, rześkim, spokojnym i zdeterminowanym. Tuż przed zaśnięciem zerknęła tylko w róg pokoju, gdzie stał oparty o ścianę jej topór. Był tam. Poczuła się dużo bezpieczniej.

5 komentarzy:

  1. Znalazłam kilka błędów, ale kto by się tym przejmował ?

    Rozdział był (jak zwykle) fajny i cieszę się bardzo, że go wogóle udostępniłaś :D
    Z zapałem czekam na dalsze losy bohaterów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, że tego :D tak dawo mnie tu nie było, że zapomniałam ze Astrid jest w ciąży xdd nie zapytam jak to się stało xdd znając Ciebie boję sie odpowiedzi, to forum publiczne, zaglądają tu dzieci tak że wiesz xddd rozdział zajebisty tak jak i poprzedni i trzymaj tak dalej Łośku bo masz talent :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Poziomko :D :* a z Astrid i ciążą to jest tak... był sobie pan Pszczółka i Pani Pszczółka... xD To tak jak się Tygrysek urodził, przecież wiesz... xD

      Usuń
  3. Kiedy NEXT??? Nie mogę się doczekać! Zakochałam się w Twoich opowiadaniach od samego początku. Dopiero teraz komentuję, ponieważ gdy konczylam czytać jeden rozdział od razu zaczynałam czytać drugi. Życzę Ci dużo weny i mnóstwa opowiadań!

    Zuzia

    OdpowiedzUsuń