15 sierpnia 2014

Przygoda Pierwsza: Ogniste Serce cz.II

- Inge! – warknął Verkel układając gałęzie na ognisko na grzbiecie Persei – Musimy im powiedzieć! Jak ty sobie to wyobrażasz? Brygady liczą setki żołnierzy, to elitarne, wyspecjalizowane i wyszkolone jednostki. Myślisz, że uda ci się zachować to w sekrecie? – spytał patrząc srogo na siostrę. Inge odwróciła się do niego plecami wpatrując się w kołyszące się źdźbła trawy.
- Sama jedna ich nie pokonasz. Nawet z twoimi… zdolnościami – dodał blondyn krzywiąc się. Inge zamknęła oczy.
- Już nie raz udawało mi się rozwalić w proch cały legion… - chlipnęła cicho.
- Tak, a potem leżałaś sparaliżowana kilka dni – prychnął Verkel – Nadwyrężasz swoje możliwości, Inge. Sama mówiłaś, że twoja Mistrzyni ci tego zabraniała.
- Skoro jestem nadnaturalnie uzdolniona – odwróciła się gwałtownie w jego stronę - To oznacza, że moim zadaniem jest chronić przyjaciół. Nawet za cenę własnego zdrowia, a nawet życia! – krzyknęła. Jej oczy błyszczały mieniąc się lodowym błękitem. Verkel wiedział, że jego siostra jest mocno wkurzona, a kiedy Inge jest mocno wkurzona wtedy uwalnia swoje moce. Mogłoby być bardzo nieprzyjemnie, więc chłopak rzucił gałęzie i objął rudzielkę.
- Spokojnie. Damy radę – szepnął – Ale musimy powiedzieć o tym problemie Czkawce i reszcie. – powiedział i dodał po chwili – Jeśli chcesz, mogę im nic nie wspominać o tym, ale ty… ty musisz powiedzieć..
- Mógłbyś? – spytała. Ton miała zbyt naiwny.
- Mógłbym - westchnął Verkel i wrócił do układania drewna – Musimy wracać. Słońce już niemalże zaszło.
Usadowili się na grzbiecie Persei. Było im trochę ciasno, ale przecież nie mieli daleko. Smoczyca w podskokach pognała ku obozowi.
***
 W milczeniu przyglądali się płomieniom, które iskrzyły się w ciemnościach. Astrid oparła głowę o ramię Czkawki, Śledzik szukał czegoś wertując grube księgi, które zabrał ze sobą, Mieczyk i Szpadka drzemali z otwartymi ustami. Po twarzy chłopaka spływała ślina. Sączysmark leniwie strugał coś w znalezionym patyku, Eret głaskał Czaszkochrupa pod brodą, opierając się o jego potężną nogę. Wszyscy pogrążeni byli w głuchym milczeniu. Wódz Berk wsłuchiwał się w ciszę. Wydawało mu się, że słyszy jakieś śpiewy – ponure pieśni okrętowe, pirackie przyśpiewki. Wmawiał sobie, że o ze zmęczenia. Iluzja zrodzona z obawy o matkę, o jego ludzi i smoki.
Szczerbatek ułożył się nieopodal na płaskim kamieniu, tuż obok Persei. Smoczyca uśmiechała się do niego odsłaniając kły. Nakrył ją swoim wielkim skrzydłem i zasnął.
Czekali do świtu – momentu, w którym Ognioglizdy na chwilę przestają być aktywne i zastygają. Nie będą mięli wiele czasu na poszukiwania – tylko dwie godziny. Czkawka ułożył wstępny plan. Podzielą się na trzy grupy, każda wejdzie w jeden z trzech tuneli prowadzących do gniazda. W ten sposób zwiększą szanse odnalezienia kwiatu. Jedyne na co liczył, to to, że każdy z nich posiada legendarne ogniste serce i jest zdolny do odnalezienia kwiatu.  Miał nadzieję, że jego ludzie kolejny raz wykażą się odwagą i pomysłowością, co udowodnili już nieraz.
Najgorsze było to, że Inge milczała. Zbyt długo milczała. Verkel zrozumiał: nie miała najmniejszego zamiaru mówić im o swoich mocach: o tym, ze pstryknięciem placów potrafi wzniecić ogień, gestem ręki zmienić bieg rzeki, potrafiła zabić jednym słowem. A potem, po chwili dotarło do niego, że to właśnie z tego ostatniego powodu nic nie mówi.
- Tak będzie lepiej – szepnęła mu w głowie, przekazem telepatycznym. Zerknął na nią. Wpatrywała się w Perseę i Szczerbatka – Zło i tak nas znajdzie, po co wychodzić mu naprzód? – dodała po chwili.
- Będzie z nich niezła parka – powiedziała już na głos wskazując dwie drzemiące Furie.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi.
***
Stali przed wejściem do tuneli. Za kilka minut miało świtać. Byli podzieleni na trzy grupy. Każda z grup miała wejść w osobny tunel. Mieli dokładnie dwie godziny – godzinę na poszukiwania kwiatu i godzinę na powrót. To niewiele czasu, ale Czkawka miał przeczucie, że uda im się znaleźć kwiat. Pierwszą grupą był on razem z Astrid, Śledzikiem, Sztukamięs, Wichurą i Szczerbatkiem. W drugiej grupie znaleźli się Mieczyk, Eret, Szpadka i ich smoki. Trzecią stanowili Verkel, Inge, Sączysmark, Persea i Hakokieł.  Każda z grup była profesjonalnie wyposażona w liny, haczyki, a także osobliwe urządzenie pomiaru czasu, które miało dzwonić dokładnie co godzinę. Dzięki temu nie stracą poczucia czasu zagłębiając się w korytarze i nie zostaną pochłonięci przez Ognioglizdy. Wynalazek pochodził z południa – Inge nazywała go minutnikiem, dla Czkawki był to zwykły zegar, nakręcany na sprężynę. Sam kiedyś skonstruował coś takiego, tylko, że jego zegar był dużo większy i nieporęczny, tymczasem minutnik mieścił się w dłoni.
- Na mój znak… - szepnął Czkawka wpatrując się w wschód, gdzie za chwilę miała zajaśnieć gwiazda poranna – Teraz! – rozkazał kiedy zajaśniała, niczym odległy diament.
Zagłębili się w głąb korytarzy. Przez pewien czas szli razem, potem jaskinia rozgałęziała się na trzy odrębne przejścia. W tym momencie podzielili się, każda z grup poszła innym.
***
Czkawka niemalże biegł przez korytarze, starannie omijając śpiące Ognioglizdy. Wewnątrz gniazda było gorąco i parno. Nie potrzebowali oświetlenia, ponieważ jaja Ognioglizd, złożone w plastrach na ścianach dawały wystarczający blask. Śledzik i Sztukamięs ledwie nadążali za Astrid i Czkawką. Otyły chłopak pozostał trochę z tyłu.
- Zastanawia mnie – zaczęła cicho Astrid wpatrując się w Czkawkę – Czemu zawsze wybierasz mnie do grupy? Przecież jest tylu dobrych wojowników, choćby Sączysmark…
- Jesteś od niego lepsza – puścił do niej oko i uśmiechnął się – Ile to razy oberwał od ciebie za to, że się przystawiał… Ode mnie też w sumie – mruknął po chwili – Poza tym, gdyby ci się coś stało, nie wybaczyłbym sobie…
- Ej, gołąbeczki! – zawołał Śledzik – Moglibyście trochę zwolnić? Wiecie, że ja nie mam takiej sprawności ruchowej jak wy. I Sztukamięska też! – dodał. Czkawka i Astrid spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem, przystając.
Znaleźli się w wielkiej ogromnej komnacie, położonej na planie koła. Kamienne Sklepienie przypominało kopułę. Czkawkę zadziwiła komnata, bowiem nie była wykuta przez Ognioglizdy. Na pewno nie była. Świadczyły o tym kolumny i nawy, w których stały zniszczone  i stare rzeźby. Jedna z nich przypominała dziewczynę, uderzająco podobną do Astrid. Trzymała ona w rękach misę, do której z sufitu kapała woda.
- Interesujące – Czkawka zamyślił się podchodząc bliżej rzeźby i dotknął jej przesuwając dłonią po fałdach sukni. Nagle wyczuł coś pod palcami. Pięciolistny znak Ognistego Kwiatu. Przycisnął go mocniej i odsunął się. Rzeźba poruszyła się mechanicznie, woda wylała się z misy i pognała zagłębieniem ku środkowi sali, gdzie wsiąkła w ziemię. Za posągiem coś chrząknęło i zazgrzytało. Czkawka wcisnął się w wąską przestrzeń, pomiędzy ścianą i rzeźbą.
- Tu jest przejście – zawołał – Niebywałe… - szepnął, znikając za rzeźbą – Śledzik! – Krzyknął jeszcze. Zostań tu i licz do sześciuset. Jeżeli po tym czasie nie wrócimy, uciekaj tą sama drogą, którą tu przyszliśmy. I zabierz ze sobą smoki - wrócił się i spojrzał na Szczerbatka – Będzie dobrze mordko, spokojnie. Zostań ze Śledzikiem. Strzeż ich – pogłaskał go po nosie i pociągnął Astrid ze sobą.
Korytarz przed nimi był długi i ciemny. Czkawka wyjął swój miecz – Inferno i szedł pierwszy, oświetlając drogę. Na końcu napotkali gładką kamienną ścianę.
- Nie może być… - chłopak naparł na skałę ale nie znalazł oporu. Jego ramię zagłębiło się w w ścianę niczym w kisiel.
- To iluzja! – zawołała Astrid, chwytając go za rękę i spoglądając na niego – Chcesz sprawdzić co ukrywa? – spytała.
- Jak nigdy w życiu – odparł patrząc na nią. Jego wzrok był pełen ekscytacji i uczucia, jakie żywił do  dziewczyny. Uśmiechnęli się do siebie i skoczyli w ścianę.
***
Szpadka sunęła w dół po linie. Mieczyk, Eret i smoki byli już na dole. Co chwilę ją ponaglali. Mieczyk nawet szydził z siostry i jej szybkości. Przygryzła wargi ignorując docinki brata. Po chwili usłyszała zgryt. Lina się przetarła. Szpadka zaczęła szybciej przesuwać się w dół ale nie zdążyła. Lina pękła i dziewczyna poleciała w dół krzycząc.
Wpadła prosto w ramiona Ereta. Pamiętała czasy, kiedy z nim flirtowała i jak jej zaloty spełzły na niczym. Zarumieniła się i wstała na nogi, ledwo utrzymując równowagę.
- Tylko mi się w głowie kręci – odparła po chwili – to nic takiego.
Powędrowali dalej, długim ciemnym korytarzem. Na jego końcu znaleźli ogromna salę. Przystanęli na chwilę rozglądając się wokoło. Pokój nie był stworzony przez Ognioglizdy. A na pewno nie kolumny. Smoki nie potrafiłyby też wydrapać w kamieniu nisz i ustawić w nich posągów.
Przy jednym z nich siedział Śledzik, gładzący po boku Sztukamięs, obok siedział czujnie nadstawiając uszu Szczerbatek. Pod wysokim sufitem wirowała Wichura.
- Gdzie Astrid i Czkawka? – spytał Eret, podchodząc bliżej.
- 254… Jak się cieszę, że was widzę! 255… – zawołał nagle Śledzik licząc – Pytasz, gdzie wódz? 256… Poszedł dalej, przejściem ukrytym za tym posągiem…257…
- Śledziuch? – zaczął Mieczyk – Po co ty tak liczysz?
- Mam doliczyć do sześciuset – odparł Śledzik, licząc dalej w międzyczasie – A potem, jeżeli Czkawka i Astrid nie wrócą, uciekać.
Eret pokiwał głową w zamyśleniu patrząc na przejście.
- Ja się tam nie zmieszczę. Musiałbym być o połowę szczuplejszy – zauważył – Szpadka! – zawołał – Ty pójdziesz.
- Ej! – warknął Mieczyk – A co ze mną?
Eret miał mu już odpowiedzieć, ale przerwała mu Szpadka.
- Bo jesteś głupi! – krzyknęła dając mu kuksańca w bok. Mieczyk zgiął się w pół po uderzeniu.
- Au… - jęknął i zamilkł. Szpadka natomiast odwróciła się na pięcie i przecisnęła się przez wąską szczelinę.
Chwilę później z trzeciego korytarza wpadli tu Inge, Verkel Sączysmark i ich smoki. Ciemnowłosy sapał, miał rozszalałe oczy z przerażenia, Verkel trzymał w ręce miecz, a Inge miała twarz zbryzganą krwią.
Sączysmark otarł dłonie o spodnie i podszedł do Inge.
- To… to tam… co to było? – spytał, jąkając się.
- Kilka sztuczek, nic wielkiego – odparła wymijająco, spoglądając na niego wymownie i dając mu do zrozumienia, by o tym milczał. Otarła twarz z krwi grzbietem dłoni a ręce wytarła o spodnie – Gdzie reszta? – dopytała Śledzika, Ereta i Mieczyka, gładząc Szczerbatka pod brodą.
- Weszli tam – wskazał Eret.
Ale Inge już z nimi nie było.
***
Wpadli w nicość. Ciemną, gęstą, przytłaczającą nicość. Astrid czuła jedynie rękę Czkawki, ciepłą i dodawającą otuchy. Chłopak, chciał przysunąć się bliżej niej, objąć, czuła to, ale nie mógł. Ciemność mu nie pozwalała.
Wylądowali na czworaka czując pod palcami miękką ciepłą ziemię i łaskoczącą trawę. Nie mogli uwierzyć własnym oczom, kiedy podnieśli się i rozejrzeli po okolicy. Stali na jakiejś polanie, przed nimi roztaczały się pola pełne kwiatów, otoczone zewsząd górami, których czubki mieniły się bielą. Nigdy w życiu nie widzieli czegoś równie pięknego, nawet Smocze Sanktuarium nie mogło się równać z tym miejscem.
Po środku pól znajdowało się niewysokie wzgórze, na którego szczycie samotnie rósł kwiat. Pięciolistna roślina, której płatki przypominały jęzory ognia, zwróciła swą głowę ku słońcu.
- Ogniokwiat – zaczęła Astrid jak zahipnotyzowana.  Nawet wyciągnęła w jego stronę rękę, jakby chciała go pochwycić z daleka.
Ktoś na nią wpadł i przygniótł ją do ziemi. Czkawka odruchowo sięgnął po swój miecz -  Inferno, ale spostrzegł, że do Szpadka. Po chwili sam leżał przygnieciony do trawy, tym razem przez Inge.
- Więcej was tu nie było? – jęknął, kiedy ruda podała mu dłoń, przepraszając. Kiedy jej się przyjrzał, spostrzegł, że na brwiach i włosach osiadła jej czerwona, mazista ciecz, wyglądająca jak krew. Cofnął się o pół kroku, ale spokojnie, nie wzbudzając podejrzeń.
- Dobra… - zaczął chłopak – Chodźmy po to zioło i wracajmy. Skierował się w stronę pagórka, ciągnąc Astrid za rękę, która wciąż rozglądała się po okolicy.
- Czkawka, czekaj – blondynka przystanęła marszcząc brwi – Ja… znam to miejsce… - szepnęła.
- Też mam takie wrażenie, jakbym tu już kiedyś była – dodała Szpadka.
- I ja – zdziwiła się Inge ale szła dalej na przód, w stronę pagórka – Tam powinna być jakaś…
- Tabliczka – dokończyła Astrid już niemal biegnąc.
Czkawka też odczuwał takie wrażenie jakby tu kiedyś był. Wiele lat temu, w innym ciele, w innej rzeczywistości. I pamiętał trzy kobiety, które biegły przed nim.  Jedną z nich kochał nad życie. Pamiętał też, że była też piąta osoba. Był jeszcze zdrajca.
Ale ich była czwórka.

I nikogo więcej.

***

Nie jestem dumna z tego NN-a. Długo mi sie pisał i źle. Ale następna notka już bedzie lepsza, obiecuję ;) BTW podoba mi się idea Inge zbryzganej krwią - w następnej notce - wytłumaczenie tego zjawiska ;)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie :D

Smocza Strażniczka 

13 komentarzy:

  1. O, coś ostatnio chyba nikomu nie wychodzą takie en-eny, jakie by się chciało ;< ale ten i tak nie jest taki najgorszy :3 (wyje) Czemu przerwałaś w takim momencie, czemuuuu ;_; ja chcem więcej! ;D
    Ciekawią mnie niebywale te zdolności Inge ;3
    Czekam na en-ena (i sama jakoś ni mogę nic napisać :<)
    Pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie moge pisać, bo coś innego ciągle mi zaprząta głowę: szkoła, przyjaciele, rodzinka, która wcale nie jest mała i praktycznie co weekend jeżdżę na jakieś imieniny, urodziny i tak dalej ;__;

      Co do niebywałych zdolności Inge - będzie ciekawie, tyle powiem :P W tym względzie... a... no i Sączysmark już się zdążył o nich przekonać xDD

      Ale ciii... żadnych spoilerów :D

      Również pozdrawiam :3

      Usuń
    2. A u mnie znowu laba na całego (tak, tak, chyba po prostu jestem leniwą bułą ;-;) tylko albo rysuję, albo oglądam anime, albo włóczę się po internetach... A za en-ena nie ma się komu zabrać :/ i zaś się dziwić, jak zastój na blogu... Nie no, muszę się kiedyś w najbliższym czasie zabrać za nowy rozdział, no bo w końcu dotarłam do "alternatywu" :) (yaaaay! ;-;)
      Tymczasem u mnie... http://www.awesomelyluvvie.com/wp-content/uploads/2013/05/Tumbleweeds2.gif

      Usuń
    3. Haha, padłam na tym gifie xDDD

      Wena przybędzie... ona jest jest jak murzyn na pasach: pojawia sie i znika ;)

      Usuń
  2. :O no..no...no i co tak nagle skończyłaś? co? no wiesz co?? będę plakac:( no nie!!! grrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płacz, no... mnie samej jest smutno, jak ktos płacze... tusz mi sie rozmaże ;___; Musiałam gdzieś skończyć :D

      Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. jeszcze co do "Inge zbryzganej krwią"... chyba zaczynam się ciebie bać.. :P

      Usuń
    3. Huehuehue... Jestem psychopatką, owszem ale to wszystko przez piosenki Lany Del Rey i słynnego Georga R.R. Martina... taka faza :D Myslę, że to minie :D

      Usuń
  3. Masz talent do pisania ;) zaciekawiłaś mnie =D

    OdpowiedzUsuń