19 lipca 2014

7. Rodzeństwo i grzebień

Eyck siedział w swojej kajucie kapitana bawiąc się nożem. Wbijał go w drewniany, poorany i zniszczony stół drążąc w nim kolejną dziurę. Miękkie i wilgotne od wody drewno łatwo poddawało się ostrzu.
Eyck był znudzony. Nic sie nie działo, Inge i Verkel chowali się przed nim jak myszy w norze. Na statku panowała senna atmosfera. Załoga drzemała, wiatr ucichł, morze wygładziło się, przypominając lustrzaną taflę. Na niebie pojedyncze obłoki leniwie sunęły przed siebie, nie zdając sobie powagi z sytuacji. Zupełnie ja ludzie na Berk.
- Zabije mnie jeśli nie dostane tego smoka… - wymamrotał do siebie, ciskając nożem w środek stołu. Ostrze utkwiło w szparze – Po prostu mnie zabije. Dostałem ludzi, dostałem statek, dostałem pieniądze a i tak nie wykonałem zadania… - powoli podszedł do lustra opierając się głową o jego obramowanie.
- Potrzebujemy wsparcia, jeśli chcemy zaatakować Berk – rzucił do jednego z piratów, który wszedł do jego kajuty z tacka jedzenia – Wsparcia z góry. Potrzebuję oddziałów Smoczych Sił Powietrznych…
- Panie – wtrącił się pirat – Organizacja nie udzieli ci takiej pomocy. Nie mają takich wpływów…
- Znam osoby, które mogłyby mi pomóc. Umiesz pisać? – spytał szybko.
- Naturalnie! – odparł pirat, zadziwiając przy tym Eycka. Mężczyzna po chwili otrząsnął się.
- W takim razie, umyj ręce – wskazał na misę z wodą. Pirat skrzywił się ale posłuchał. Kiedy powrócił do stołu, Eyck oparł się o parapet okienka i przyglądając się morzu, rzucił.
- Pisz dokładnie to co ci dyktuję: Szanowna Rado…
- Panie! – krzyknął ktoś stając w drzwiach kajuty. Eyck odwrócił się spoglądając na pirata z odrazą.
- O co chodzi? – spytał.
- Musisz panie wyjść na zewnątrz. Delegacja Berk chce z tobą rozmawiać. Poza tym… - chwycił się za głowę – To nie do wiary…
- Co? – dopytywał zirytowany Eyck.
- Wódz Berk… i ta dziewczyna… - jąkał się zachłystując się powietrzem - oni żyją!
Eyck otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i runął z kajuty, wybiegając na pokład, na którym praktycznie nie było miejsca. Wszystko zajęły smoki: Persea i Nocna Furia wpatrywały się w niego gniewnie. Błękitny Śmiertnik Zębacz zabawiał się znalezionym kawałkiem drewna. Obok okazały przedstawiciel Rublehorna i wspaniały Gronkiel drzemały w cieniu żaglu. Nad nimi krążyły jeszcze dwa inne smoki: dwugłowy zielony Zębiróg Zamkogłowy i czerwony Koszmar Ponocnik. Na ich grzbietach Eyck dostrzegł trzech jeźdźców. W tej chwili w starciu z nimi nie miałby szans. Najbardziej przeraził go jednak widok Czkawki i Astrid. Ich gniewne spojrzenia utkwione były w jego osobie.
- To nie nasza wojna – rzekł po chwili Czkawka – Nie chcieliśmy się wtrącać do tego konfliktu – wskazał ręką siebie, swoich przyjaciół i smoki – Jednakże próbowałeś nas zabić Eycku. Mnie i ją. – odparł poważnie unosząc wysoko głowę – Ale… zdecydowałem się dać ci jeszcze jedną szansę. Porozmawiaj z Inge i Verkelem i odejdź. Odpłyń i zostaw nas w spokoju. Nie chcemy wojny…
Eyck uśmiechnął się parszywie.
- Powinniście nie żyć. Wszyscy. Cała ta wasza wiocha zabita dechami powinna była spłonąć w dzień, kiedy przybiliśmy do brzegu.
- Może i tak, ale nie spłonęła. Twój ogień jest zbyt mały, by spowodować tak wielką szkodę Berk. – tym razem odezwała się Astrid – Nienawiść już wiele razy próbowała obalić tę „wiochę zabita dechami” a ona i tak wciąż stoi.
- Już długo nie postoi. – odparł ponuro Eyck – Przekażcie moim kochanym siostrzyczce i braciszkowi…
W tym momencie zza ich pleców wynurzyli się, jakby znikąd Inge i Verkel zaskakując Eycka jeszcze bardziej.
- No, no… a już myślałem, że Verkelek wysłał poselstwo ze strachu… Narobiłeś już w gatki, co? – zadrwił dziecinnie Eyck.
- Oou, to było mocne! – zawołała Szpadka z góry – Będę mogła to wykorzystać? – spytała, krzycząc. Eyck zastanowił się jak ta kobieta to usłyszała.
- Zamknij się Eyck, nie pora teraz na takie dziecinne żarty.
- Chcesz mojego smoka, bracie? – wtrąciła się Inge – Więc oficjalnie ci powtarzam pięćdziesiąty raz: to mój smok, Persea jest moja, należy do mnie a ja do niej. Ona nigdy nie będzie należeć do ciebie bracie. Jest zbyt wyjątkowa, by… - zawahała się. Wykorzystał to Eyck.
- Zbyt wyjątkowa, by należeć do mnie? – Ależ oczywiście Płomyczku. – zawołał rozkładając ręce i podchodząc bliżej – Nie chce jej dla siebie! – krzyknął, niczym szaleniec.
- Więc… dla kogo ścigasz Perseę? – spytał Verkel.
- Nigdy mi nie uwierzysz ale dla twojego dobrego i wspaniałego króla, mój Verkelku – wypalił w końcu – Pracuję tu na kaprys króla.
Verkel cofnął się jakby rażony piorunem. Jego twarz przybrała dziwny wyraz, jakby go czymś ktoś oszołomił.
- Więc możesz przekazać królowi, że tego smoka nie dostanie za żadne skarby – wtrącił się Czkawka, podchodząc bliżej Szczerbatka i Persei – Ani tego, ani żadnego innego smoka. Persea jest smokiem północy, jej miejsce jest tu, wśród gór i śniegów – smoczyca zawyła wesoło na słowa Czkawki i dotknęła go koniuszkiem języka, dziękując.
- Och, jakie to było słodkie Smoczy Władco, popłakałem się ze wzruszenia… - znów zadrwił Eyck. Po chwili dodał – Może i teraz jej nie dostanę… ale wrócę tu. Wrócę tu i wtedy już nie będzie tak różowo. Nie będzie słodkich rozmów i płytkich gadek.
- Uznaję, że rozmowa zakończona i odpłyniecie stąd?
- Odpłyniemy – odparł Eyck – Ale wrócimy. Wrócimy a mój miecz pokryje się krwią tych, których kochasz. Twoje smoki znikną, a także osada i cała wyspa! Zostaniesz sam i będziesz oglądać śmierć własnego smoka! – krzyczał szaleńczo Eyck za odlatującymi Berkczykami.
- Rzeczywiście jest szalony – podsumował Mieczyk – Dawno nie słyszałem tyle nienawiści w czyimś głosie. A, zapomniałbym. Szpadka też się tak drze, kiedy jej wejdę do łazienki… - zadrwił i dostał od siostry i kuksańca w głowę. Jot i Wym zanurkowali, unikając zimnego, niewielkiego prądu i bliźniacy uspokoili się.
- Dalej maleńka, pokaz pazurki! – zwołał Sączysmark.
- Zamknij się Smark, bo też oberwiesz! – krzyknęła Szpadka odgrażając się pięścią w jego stronę.
- Moja księżniczka – rozmarzył się chłopak opierając się o rogi swojego smoka. Czkawka i Astrid pokręcili głowami słuchając głupoty ich przyjaciół. Śledzik, co dziwne nawet nie zareagował. Wyglądał na zamyślonego. Nie zauważył nawet, że jego smoczyca niebezpiecznie obniżyła lot. Zorientował się dopiero po chwili i poderwał ja delikatnie w górę, wciąż nad czymś dumając. Czkawka uznał, ze porozmawia z nim później. Dość często zdarzało się, że jego otyły przyjaciel, miał rację co do nadchodzących zdarzeń.  
Czkawka sam zamartwiał się słowami Eycka. Na razie odpłynęli. Ale był niemalże pewien, że tu wrócą z nowymi siłami, może nawet z prawdziwym wojskiem, ale na razie odsunął od siebie te myśli, rozkoszując się lotem do domu. Jego głowę zajęło teraz cos zupełnie innego. Ślub i wesele.
***
- I co? Dali za wygraną? – podpytywał idącą grupkę Pyskacz – Ludzie się niecierpliwią, chcą wiedzieć.
- Powiedz ludziom, że Eyck na razie odpłynął, ale zagrożenie wciąż jest. Odgrażał się, że wróci.
- W jedną stronę płynie się pięć miesięcy z hakiem – zauważyła Inge – Prędko nie wrócą.
- Pięć miesięcy zleci jak z bicza strzelił – skomentowała Astrid – Ale przynajmniej mamy trochę czasu, by zając się uroczystością – chwyciła Czkawkę pod ramię i uśmiechnęła się.
- Racja! – zawołał Śledzi – Jeszcze nie zdążyłem wam pogratulować..
- Nie trzeba Śledzik – zatrzymała go dłonią Astrid – Gratulować będziesz po ślubie.
- Czkawka – przerwał im Pyskacz – Ludzie się niecierpliwią – powtórzył – Wszyscy Czekaja w twierdzy na wiadomości.
- Idziemy – odparł i podążył za kowale. Reszta podreptała za nimi.
Wielkie drzwi otwarły się. W środku czekała praktycznie cała wioska. Czkawka wszedł na niewielkie podwyższenie i spojrzał po zgromadzonym ludzie.
- Wszyscy możemy wracać do swoich prac i zadań. Eyck odpłynął – powiedział. Tłum zaczął wiwatować – Ale mam też złą wiadomość – dodał, przerywając entuzjastyczne zachowanie ludu – Eyck może wrócić jeszcze silniejszy i bardziej niebezpieczny. Musimy się mieć na baczności.
- W jedną stronę płynie się pięć miesięcy! – zawołała stojąca w tłumie Inge – Jeśli wróci, to nieprędko!
Ludzie odetchnęli z ulgą. Mają prawie cały rok na przygotowanie się. Jeśli Eyck wróci, to dopiero na wiosnę. Z resztą, zimą ocean zamarza. Nawet najlepsze statki lodołamacze często nie potrafią się przedrżeć przez krę grubości kilku metrów. A teraz wszyscy mogą zając się czymś, co budziło w większości wielki entuzjazm: przygotowaniem do przyjęcia weselnego.
Czkawka zszedł z podwyższenia i ujął Astrid w pasie.
- Z tego co wiem, dzisiaj kolacja miała być u ciebie? – zaczął.
- Faktycznie! Zapomniałabym na śmierć! – zawołała wesoła wyrywając się z jego objęć i pędząc w stronę Wichury. Po chwili zawróciła i pocałowała chłopaka w policzek. Uśmiechnął się patrząc jak odlatuję razem z Wichurą.
- Jeśli się nie potrujemy to dzisiejszy dzień będzie można uznać za udany – Czkawka zażartował podchodząc do swojej mamy.
- Coś ty! – wybuchła kobieta ze śmiechem – Przecież Astrid świetnie gotuje! Tylko eksperymenty jej nie wychodzą.
***
Wszystkie zwierzęta hodowlane na Berk są wspólną własnością, więc Astrid nie miała nigdy problemu z dostaniem mięsa na posiłek. Tak było i tym razem.
- Dzięki! – zawołała zostawiając woreczek przypraw i ziół. Tak płaciło się na Berk – zostawiając wyrób własnej pracy. Astrid szkoliła się na zielarkę uprawiając rośliny lecznicze i zioła, które co jakiś czas podsuwała jej najstarsza z kobiet na Berk – Gothi. Ludzie cenili sobie jej plony i eliksiry lecznicze, które sporządzała. Mówiono, że w przyszłości zastąpi staruszkę, choć Astrid nie była tego pewna. Zimą nie miałaby co robić, oprócz zajmowania się domem i smokami. Już teraz nie miała wiele do pracy. Skoczyła do swojego ogródka urwać kilka listków majeranku, sprawdzając przy okazji czy roślinki są odpowiednio podlane.
W tym roku plony zapowiadały się wspaniale. Nie było burz gradowych, jedynie ciepłe deszcze co spowodowało ogromną obfitość zieleni. Jeśli sprzeda swoje wyroby zagranicznym handlarzom, którzy co chwila przybywali na Berk, zarobi wystarczająco dużo pieniędzy, by uszyć piękną suknię. Póki co, na własnym ślubie musiałaby wystąpić bardzo skromnie, ponieważ okazało się, ze miejscowa szwaczka podniosła ceny, sprowadzając materiały zza granicy.
Wyjęła upieczone mięso z pieca i odkroiła kawałeczek. Kurczak wyjątkowo jej się udał, nie był suchy, a kruszył się w palcach. Ponadto aromatycznie pachniał. Wichura oblizała się widząc obiad.
- Spokojnie maleńka! – zawołała Astrid – Dla ciebie też coś mam – schowała spowrotem kurczaka do ciepłego piecyka, by smoczyca nie zjadła ich obiadu i zeszła na chwilę do swojej chłodni wyciągając dwa trzy kosze, pełne ryb.
- Widzisz? Ten jest dla ciebie, pozostałe dla Szczerbatka i Chmuroskoka. – uśmiechnęła się do smoczych klepiąc ja po pysku. Wichura zatrzęsła kolczastym ogonem z radości.
Drzwi otwarły się i do środka weszli raźno Czkawka i Valka. Za nimi wskoczył Chmuroskok i Szczerbatek. Wszystkie trzy smoki od razu przywitały się ze sobą i wybiegły na zewnątrz, ścigając się i zostawiając dorosłych samych sobie.
- Co tak pachnie? – zaciągnęła się Valka.
- Majeranek – uśmiechnęła się Astrid, rada, że matka Czkawki jest zadowolona – Siadajcie.
Dziewczyna podała do stołu. Szybko pochłonęli mięso, pozostawiając stosik kostek. Siedzieli jeszcze długo gawędząc na mniej ważne tematy. W końcu Czkawka zdecydował się wyjść na dwór, wynieść smokom ich kolację. Tym samym zostawił kobiety same.
- Astrid – zaczęła Valka, pewna, że chłopak już ich nie słyszy – Wiem, że ślub i wesele to ogromny stres i kupa włożonej pracy i pieniędzy. Wiem też, że u ciebie krucho z pieniędzmi…
- Vakla, proszę – przerwała jej Astrid – Ja naprawdę… Jeśli to pomysł Czkawki… - dziewczyna wstała od stołu zbierając talerze.
- To mój pomysł, Czkawka nic o tym nie wie – starsza kobieta chwyciła ją za rękę i pociągnęła na siedzenie. Astrid posłusznie usiadła – Kontunuując, wiem, ze pieniądze się ciebie nie trzymają, taka to już praca zielarza.
- W tym roku zarobię więcej – zapewniła ją Astrid – Plony są większe i bardziej obfite. Nie martw się, uda nam się wyżyć do wiosny.
- Nie o to mi chodzi kochana – uśmiechnęła się Valka, chwytając ją znów za ręce – Astrid, od tych pięciu lat, kiedy tu jestem, jesteś mi niczym córka, której nigdy nie miałam, a której bardzo potrzebuję. Nie jestem już najmłodsza, dlatego cieszę, że w końcu się pobieracie. – oznajmiła – To ważny dzień dla was ale także dla mnie. Dlatego chciałabym, żebyś na swój ślub założyła to… - z podręcznej torebki wyjęła niewielką srebrna szkatułę, otworzyła ją i wydobyła ze środka komplet pięknej biżuterii: naszyjnik, kolczyki i misternej roboty, fantazyjnie poskręcany grzebień do włosów, w kształcie róży. Ozdobiona ona była dziesiątkami maleńkich, migoczących brylantów. Od płatków kwiatu na dwie strony rozchodziły się szmaragdowe listki: dwa ułożone bliżej róży i trzy przy krawędzi, które zwężały grzebień, nadając mu eliptyczny kształt. Astrid ujęła błyskotkę w dłonie i spojrzała na Valkę.
- Ja… nie mogę tego przyjąć – zająknęła się.
- To jest moje życzenie, byś upięła tym włosy na dzień ślubu – zignorowała ja Valka – Kiedy ja wychodziłam za mąż, sama miała upięte tym włosy…
- Valka… - zaczęła Astrid, ale kobieta przerwała jej gestem dłoni.
- Stoick ucieszyłby się, widząc swoją synową w tej biżuterii – po policzku Valki spłynęła łza. Otarła ją szybko i pogładziła kciukiem szmaragdy w grzebieniu. Astrid poczuła się głupio. Gdyby odmówiła, Valka mogłaby się obrazić.
- Dziękuję – dziewczyna powiedziała po chwili – To dla mnie zaszczyt.
- Poza tym – dodała Valka – Jeśli chodzi o suknię…
- Valka, proszę…
- Przyjaźnię się z krawcową – znów ją zignorowała – Jeśli o to chodzi, wynegocjuję dla ciebie niższą cenę i lepsze materiały. Ponadto posagiem też się nie przejmuj. Jesteś mi jak córka – dodała – I wychodzisz za mąż za mojego jedynego syna, który jest na dodatek wodzem Berk. Nie możesz wyglądać na ślubie jak zwykła narzeczona.
Astrid wstała i objęła Valkę. Kobieta wzdrygnęła się, ale chwile potem poklepała ja po plecach.
- Dziękuje jeszcze raz. Ty i Czkawka tak wiele dla nie znaczycie… nie mam żadnej rodziny, ma tylko was – Astrid uśmiechnęła się, oddalając się od starszej, uśmiechającej się kobiety.
- To nic wielkiego, kochana. Chce tylko by ta uroczystośc była wyjątkowa… dawno nie było na Berk ślubu. Bardzo dawno. Ach, Astrid?
- Tak? – spytała dziewczyna.
- Obiecaj mi cos w zamian za te dary – Valka przesunęła ręka po grzebieniu – Urodzisz zdrowe i silne dzieci – zaśmiała się. Astrid także.

- Możesz być tego pewna! – odparła, wrzucając talerze do misy z wodą.

***

Opisując grzebień wzorowałam sie na tej błyskotce:


Pozdrawiam

Smocza Strażniczka :)

4 komentarze:

  1. Robi się coraz ciekawiej ;D Pzdr xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie ślub *.* Będzie wesele :D
    Nie mogę się doczekać ceremonii (i mam nadzieję, że nie zrobisz im niczego po drodze i ślub się odbędzie ;))
    Ciekawam, jak zachowa się Inge w tej sytuacji... Wydaje mi się, że Czkawka nie jest jej obojętny... :) no cóż, pożyjemy, zobaczymy :)
    Pozdrawiam :)
    Cece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, jestem wielką fanką Hiccstrid :D Wszystko będzie w porządku, Inge przełknie tę gorzka pigułkę w postaci "Żonaty Czkawka" a nawet pomoże Astrid, kiedy nadarzy się taka potrzeba :D Cóz... będzie małe zamieszanie, ale ślub sie odbędzie tak czy inaczej (i nie chodzi mi o jakieś kłótnie pomiędzy Czkawką a Astrid, nie. Po prostu... no... bedzie ciekawie, obiecuję :D)

      Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Oooo boski ;* rozplakalam się razem z Valka kiedy wspominała o Stoiku:'( a prócz tego nie mogę się doczekać ich wesela noi oczywiście nocy poślubnej:* ah i ten grzebień cudny :)))

    OdpowiedzUsuń