- Halo? – zapytała Astrid, wchodząc do jasnej i
przestronnej pracowni krawcowej. Za nią wdzięcznym krokiem sunęła Valka – Jest
tu ktoś?
-
Och! Berta, mamy klientkę. Co ja widzę, przecież to Astrid! I Valka! – zawołała
radośnie tęga kobieta biegnąc w ich stronę z otwartymi ramionami. Uścisnęła
Valkę tak mocno, że kobiecie na chwilę brakło tchu.
-
Założę się, że panienka przyszła składać zamówienie na materiały na suknię,
prawda? – spytała, odwracając się od nich i dreptając do sporej wielkości
blatu, na którym rozłożonych było kilka skrawków. Astrid wzięła jeden do ręki.
W dotyku był dość miękki ale raczej szorstki.
-
To zwykły len, to niegodne przyszłej żony wodza… - kobieta wyrwała jej z dłoni
skrawek. Berta w tym samym czasie wyszła z bocznego pokoju niosąc wielką
skrzynię skrawków w jasnych kolorach, uszeregowane odcieniami od
najjaśniejszego po najciemniejszy.
-
Przyiosłam, Gwen – zawołała stawiając na blacie drewniane pudło.
-
Jeszcze hafty – poleciła starsza kobieta – Czymś trzeba suknię ozdobić.
-
Tak jest! – zawołała Berta i popędziła na zaplecze.
-
Jest ich tak dużo – Astrid spojrzała na Valkę.
-
Co mogłabyś nam polecić, Gwen? – spytała Valka.
-
Cóż… osobiście widziałabym cię w czymś jasnym – kobieta przyjrzała się Astrid.
Podeszła do niej z miarką, wykonując wstępne pomiary – Może błękit… albo nie!
Wiem! – krzyknęła i pognała do przybocznego pokoiku. O mało zderzyła się w
przejściu z Bertą. Kobieta pokręciła głowa patrząc na Gwen.
Gwen wróciła dopiero po chwili niosąc na ramieniu
belkę przepięknego, zielonego materiału, który migotał w blasku wpadających do wnętrza
nielicznych promieni.
-
Tak Berto! – pisnęła Valka na widok tkaniny – To jest idealne…
-
Też tak pomyślałam, ale poczekajcie – powiedziała i po chwili wróciła z jeszcze
dwoma innymi belkami owiniętymi materiałem: złotym i niebieskim.
–
Takie mam kolory. Teraz wybór należy do ciebie – wskazała ręka na Astrid.
-
Dobry Thorze… to musi być strasznie drogie! – blondynka szepnęła do Valki.
-
Nie martw się skarbie – wtrąciła się Gwen – Wiem, że jesteś zielarką, zapłacisz
mi, kiedy będziesz miała pieniądze… albo po prostu przynieś porcyjki lekarstw.
Teraz każda zielarka jest na wagę złota, choć tak niewiele się zarabia w tym
zawodzie…
-
Jak w każdym… - westchnęła Berta.
-
Rany, pani Gwen… - Astrid zaniemówiła – Ale… myślałam, że…
-
Zapłacisz mi ziołami. Moja córeczka, mała Dorothy ciągle choruje, więc
lekarstwa mi się przydadzą. Wpadnę do ciebie niedługo razem z nią na kurację.
To będzie zapłata za suknię – powiedziała Gwen, powstrzymując Astrid gestem
ręki – A teraz wybierz, który kolor… czy może coś pomieszać?
-
Te tkaniny są godne południowej księżniczki – wtrąciła Berta – Tak przynajmniej
słyszałam od tej rudej z południa co przypłynęła tu razem z tą Białą Furią.
-
Inge? – zainteresowała się Valka.
-
Tak, tak. Mówiła i, że dostać o tej porze roku ten materiał, to prawie cud. On
się jakoś tak dziwnie nazywa – spojrzała na Gwen – Jewdab…Jedawb…
-
Jedwab – poprawił ja ktoś, który właśnie stanął w drzwiach. Astrid odwróciła
się. To była Inge. Rozpuściła swoje rude włosy, które układały się miękkimi
falami tworząc ognistą grzywę. W jasności dnia wyglądała, jakby jej głowa
płonęła. Astrid jeszcze nigdy nie widziała aż tak rudych włosów. Na Berk żadna
kobieta nie miała aż tak czerwonej czupryny. Nie bez powodu do Inge przylgnął
przydomek „Płomyczek”. Niektórzy ludzie z jej statku nazywali ją też „Ognistą”,
choć Astrid uważała, że na ten przydomek dziewczyna akurat nie zasługuje. Inge
była raczej spokojną, dość płaczliwą dziewczyną, nie wybuchała gniewem jak jej
brat. Widać, że nie umiała się długo złościć. Astrid nie widziała jej jeszcze w
bitwie, nie myślała nawet, że Inge potrafi się bić, a nawet strzelać z łuku.
-
To jedwab – rudzielka powtórzyła – Ten tu akurat pochodzi z Dalekiego Wschodu –
powiedziała dotykając złotej tkaniny – Wszystkie trzy stamtąd są. Wygląda to
nawet jak Chiński Jedwab ale w dzisiejszych czasach niczego nie można być
pewnym – przyjrzała się, niemal przytykając tkaninę do oka.
-
Co tu robisz? – Astrid spytała z ciekawości.
-
Przyszłam popatrzeć - odparła jej wymijająco – Może pomóc… a, no i sama też
składałam zamówienie. Przyszłam na pomiary – uśmiechnęła się do Gwen i Berty.
-
Musisz chwilę poczekać - powiedziała Berta ale Inge przerwała jej.
-
Rozumiem. Przyszła panna młoda jest przecież ważniejsza.
Astrid
spojrzała na nią wyczuwając w jej głosie nutkę czegoś, czego nie cierpiała:
zazdrości. Zignorowała Inge wpatrującą się w tkaninę.
-
Może chodźmy zrobić pomiary – zaproponowała Astrid krawcowym – Valka? – zaczęła
– Będziesz tu czekać, czy…
-
Idę z wami – oświadczyła Valka – Sama przecież też chcę suknię – uśmiechnęła
się do trzech kobiet stojących już przy wejściu do zaplecza.
***
- No i jak? – dopytywał Czkawka swoją narzeczoną.
Właśnie wrócił z codziennego patrolu. Słonce zbliżało się już do horyzontu.
Szczerbatek popędził do paśnika, gdzie Valka wsypywała właśnie świeże ryby.
Kobieta, widząc swojego syna i przyszła synową instynktownie udała, ze idzie
się przejść, zostawiając narzeczonych samym sobie. – Zamówiłaś już suknię? –
spytał ją. Astrid spojrzała na niego z dziwna miną. Jakby się nad czymś
zastanawiała.
-
Tak… tak, zamówiłam – odparła lekko sennym głosem. Czkawka przysiadł koło niej
na stopniach prowadzących do jego domu.
-
Coś się stało? – próbował się dowiedzieć masując jednocześnie nogę tuż nad
swoją metalowa protezą.
-
Inge przyszła… jakoś dziwnie się zachowywała. Jakby była… zazdrosna? –
dziewczyna uśmiechnęła się dziwnie, jakby dostrzegła jakiś fakt. Przyjrzała się
temu, co robi Czkawka. Chłopak dopiero po chwili zorientował się, o co jej
chodzi.
-
Och… to nic wielkiego – pokręcił ręką.
-
Chcę zobaczyć. Jeśli zakrzep się znowu otworzył to wcale nie jest nic takiego…
Trzeba będzie znowu zrobić kąpiele w pokrzywie i okłady rumiankowe – mamrotała
ciągnąc go do środka – Zdejmuj to żelastwo… i spodnie też – powiedziała z miną
pełną powagi. Czkawka zmieszał się
trochę ale widząc jej wzrok przyspieszył odsznurowywanie skórzanej skarpety
przytwierdzającej protezę do kikuta. Potem rozwiązał supełki przytrzymujące na
nogach jego kostium do latania z zsunął zielone spodnie, pozostając w samych
gatkach.
-
Jasny Odynie! – wrzasnęła Astrid na widok nogi chłopaka. Podstawa kikuta była
sina i krwawiła w kilku miejscach – Jak ty jeszcze chodzisz? Przecież… tu jest
bakteryjne zakażenie jak Thora kocham!
-
Astrid – Czkawka próbował bagatelizować sprawę - Przecież moja noga tak
wygląda…
-
Uwierz, nie wygląda – przerwała mu dziewczyna delikatnie dotykając siniaka i
spojrzała mu w oczy – Skoczę po zioła. Ty masz to natychmiast włożyć do gorącej
wody i czekać aż ścierpnie skóra. Trzeba będzie znów naciąć i spuścić trochę
krwi.
-
Astrid, a niby jak mam dojść do kuchni? – spytał.
-
Fakt! – jego narzeczona potarła czoło – Zawołam Valkę. Ty się nigdzie stąd nie
ruszaj.
-
Nawet nie mam jak – burknął patrząc jak wychodzi z domu. Po chwili wróciła się
i ucałowała go.
-
Nie chmurz się tak – szepnęła patrząc mu w oczy – Przecież wiesz, że to dla
zdrowia… Twoja noga nie jest w najlepszym stanie…
-
Wiem, moja droga – potarł kciukiem jej policzek – Cieszę się z tego co dla mnie
robisz… dla mnie i dla mamy.
-
I dla całej wioski – dodała dziewczyna jeszcze raz całując go – Lecę! –
zawołała zrywając się z miejsca. Usłyszał jej donośne krzyki, kiedy wołała jego
matkę. Chwile potem Valka zjawiła się w drzwiach.
-
Znowu? – spytała.
-
Tak – odparł trochę zawstydzony.
-
Co ty robisz z tą nogą, że ona tak sinieje? – spytała Valka.
- No cóż... – zaczął Czkawka ale widząc
wzrok matki oglądającej ranę, zamilkł – to nie była moja wina! – krzyknął,
uśmiechając się i lekceważąc problem – Zahaczyłem się raz i od tamtej pory to
się nie chce zagoić – westchnął.
- Tyle to i ja wiem – odpowiedziała
Valka, nalewając do drewnianej bali wody i stawiając ją na taborecie. Czkawka
włożył swoją chora nogę do środka.
- Gorące – syknął, ale wytrzymał.
Po chwili przybiegła Astrid niosąc w
rękach woreczki z suszonymi ziołami. Wsypała jeden z nich do bali i zamieszała
ręką. Woda przybrała bursztynowy odcień. Z innego woreczka wyjęła niewielki
nożyk i poprosiła Valkę o wrzątek. Kobieta natychmiast go jej przyniosła.
Astrid zanurzyła nożyk we wrzącej wodzie. Czkawka wyjął nogę i wytarł ją
ręcznikiem. Wiedział co Astrid zamierza zrobić, już nieraz to robiła. Widział,
jak przeprowadzała ten zabieg na ręce Pyskacza, kiedy wdało się w nią
zakażenie. Nic przyjemnego.
- Zagryź – podała mu drewniany kołek
owinięty skórą. Włożył kołek do ust i mocno zacisnął zęby. Astrid w tym
momencie wyjęła gorący nożyk z wody i nacięła nim skórę na nodze Czkawki. Nawet
nie krzyknął, tylko jęknął cicho. Astrid przeprowadzała na jego nodze ten
zabieg już kilka razy, zdążył się przyzwyczaić do bólu. Wiedział, że przez
kilka dni nie będzie mógł chodzić, zanim płytka rana się nie zabliźni.
Astrid upuściła kilka kropel ciemnej
krwi, która spłynęła do drewnianej misy razem z ropą – wystarczająco, by
oczyścić ranę od wewnątrz. Następnie szybko opatrzyła nogę kilkoma liśćmi o
dziwnym kształcie i założyła opatrunek.
- Gotowe. Jeśli tym razem się to nie
wyleczy, to ja już nie wiem co robić – westchnęła – Zdejmij to jutro rano i
zamocz w gorącej wodzie z dodatkiem tego – powiedziała podając mu woreczek z ziołową
mieszanką – Powinno pomóc – powiedziała obserwując oddalającą się bez słowa Valkę.
Kobieta wyszła z domu, gdzie czekał na nią Chmuroskok. Wskoczyła na siodło i
odleciała razem ze swoim smokiem.
- Wciąż tam lata? – spytała Czkawkę po
chwili.
- Tak – odparł jej – Niedawno odkryła w
Smoczym Sanktuarium jajo Oszołomostracha. Jeszcze go nie widziałem, ale mówiła,
że jest wielkie. Ciągle tam wraca. Nie może zapomnieć o swojej wielkie Białej
Bestii… - utkwił wzrok w drzwiach. Astrid zaniemówiła kładąc rękę na ramieniu
Czkawki.
- Poradzi sobie z tym – pocieszyła go
uśmiechając się - Poza tym… naprawdę znalazła jajo?
- Głęboko w lodzie – przytaknął Czkawka – Nie wiem
jak tego dokonała – uśmiechnął się – Z tego co wiem stara się je wydobyć wraz z
innymi smokami. Ciężko jej idzie, widzę to po jej twarzy.
- Ale wyobraź sobie – Astrid rozmarzyła się – Mieć takiego
Oszołomostracha który broniłby Berk…
-
Za kilkanaście lat, jak urośnie – zaśmiał się chłopak widząc twarz narzeczonej –
Ale masz rację, taka bestia przydałaby się w obronie. Choć myślę, że mamy tu już
wystarczająco smoków.
-
Poza tym – wtrąciła dziewczyna – Myślała nad czymś ostatnio. Kilka pobliskich
wysp przekonało się do smoków więc… może otworzylibyśmy Smoczą Akademię i
trenowalibyśmy młodzików z innych wysp. Już co nieco umiemy i myślę… - Astrid
zawiesiła głos spoglądając na Czkawkę.
-
Astrid! – krzyknął. Szczerbatek obejrzał się na nich, poczym wrócił do drzemki –
To… to genialny pomysł! Arena jest w niezłym stanie, miejsce dla uczniów jest.
Tak… myślę, ze to mogłoby się sprawdzić.
-
Porozsyłalibyśmy zaproszenia – ciągnęła Astrid zachwycona tym, że Czkawce
pomysł się spodobał – Straszliwce Straszliwe rozniosłyby listy z wiadomością! Zaczęlibyśmy
na jesień…
-
Tak! Wynajmiemy im kilka domków na początek. Oczywiście za drobną opłatą –
zaznaczył – Astrid! Ha! To genialne! – porwał ją w ramiona w przypływie
euforii. Dziewczyna o mało nie wpadła do bali z naparem.
-
Będziemy uczyć innych – pisnęła z rozmarzonym wyrazem twarzy i spojrzała mu w
oczy. Pogładziła kciukiem jego policzek. Zamknął oczy czując dotyk jej dłoni.
-
Smoczy Mistrzowie! – zawołał nagle o mało jej nie puszczając. Teraz niemal
leżała mu na nogach.
-
Ej, uważaj! – krzyknęła, kiedy końcówki jej włosów zamoczyły się w drewnianej
misie.
-
Przepraszam – szepnął i przytulił ją. Dziewczyna oplotła jego szyję rękoma – Po
prostu…
- Wiem – przerwała mu – Cieszysz się.
-
Bardzo – powiedział, pomagając jej wstać – Hej, Szczerbek! – zawołał. Nocna Furia zastrzygła uszami spoglądając na
swojego jeźdźca i podeszła do niego– Będziesz nauczycielem. Od jesieni będziemy
uczyć młodziki jak się lata na smoku – Czkawka podrapał go pod brodą. Smok ucieszył
się, zachowując się trochę jak pies. Pomachał ogonem i polizał Czkawkę po
twarzy.
-
Szczerbatek! – zawołał Czkawka roześmiany – Oj… przestań… Wiesz, że to się nie
spiera!
O matku, jak opisałaś ten zabieg, to mi po prostu ciarki po plecach przeszły :D zwykle jakoś tak nie mam, ale po prostu jak to sobie wyobraziłam... Brrr :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się motyw ze smoczą szkołą :3
Czekam niecierpliwie na cd :D
Pozdrawiam :)
Cece
Mam teraz jakąś taką fazę na takie... rzeczy (nie pytaj, to wszystko przez GOTa xDD). Więc: wkrótce bedzie tego więcej. Ale trochę tak bardziej: potem :D
UsuńPozdrawiam
Strażniczka :D
I przez tą piosenkę: https://www.youtube.com/watch?v=xlf9e9PnJZM
UsuńUzalezniłam się ;-; :D
Wow, świetne. Strasznie mi się podoba pomysł ze smoczą szkołą. Czekam na dalszy ciąg i nie mogę doczekać się ślubu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ci się podoba :)
UsuńPozdrawiam :)
Smocza Strażniczka
Supcio :3 Ten motyw ze szkołą strasznie mnie zaciekawił :D pzdr
OdpowiedzUsuńto co chciałam napisać niestety pojawiło się już wyżej :/ ale notka świetna i mam nadzieję, że Czkawce nic nie będzie z tą nogą i wyzdrowieje :)
OdpowiedzUsuńUdanego wypoczynku :****