13 lipca 2014

5. Szaleniec i pułapka

Inge popijała zioła, które zaparzyła jej Astrid. Ruda dziewczyna siedziała na krześle, na ramiona miała narzucony koc. Obok, pochylony nad stołem, siedział Verkel. Nad nimi górowała Persea. Naprzeciw rodzeństwa Astrid bawiła się widelcem. Obok niej przycupnęła Wichura. Czkawka stał oparty o ścianę. Szczerbatek drzemał przy ciepłym piecu.
- Czyli jeszcze raz – wódz Berk podsumował dotychczasową rozmowę – Ten cały Eyck…
- Jest Łowca Smoczych Głów a nie urzędnikiem – dokończył za niego Verkel.
- A Persea… - wtrąciła się Astrid.
- Jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Z resztą… wszystkie smoki na Berk są zagrożone, póki on koczuje tu blisko brzegu. – zauważył Verkel – Jeśli którykolwiek dostałby się w jego ręce, Eyck uciąłby mu głowę i oskalpowałby go, mięso wrzucił do morza albo dał na pożarcie psom a z kości wyrzeźbiłby figurki – dodał ponuro. Astrid skrzywiła się i wzdrygnęła. Czkawka założył ręce. - Widzieliśmy już jak to robi – dodał Verkel po chwili.
- Czkawka? – zaczęła Inge – Ja… ja coś zauważyłam… dzisiaj… w zachowaniu Eycka – mówiła łykając łzy i łapiąc powietrze – On… obserwował Szczerbatka… widziałam… przyglądał mu się… - pociągnęła łyk naparu. Powoli się uspokajała, choć jej ramionami wciąż wstrząsały dreszcze.
Czkawka zainteresował się. Podszedł do swojego smoka, kładąc rękę na grzbiecie i pogłaskał go delikatnie. Nocna Furia poruszyła się i spojrzała na swojego jeźdźca.
- Jeśli sądzicie, że Eyck mógłby odebrać nam smoki to jesteście w głębokim błędzie. – powiedział po chwili.
- Wiemy, że tego nie zrobi. Tu na Berk nie może powołać się na żadne prawo, nie to co na Południu – odpowiedział Verkel – Jednakże wygląda na to, ze chciałby mieć Szczerbatka w swojej kolekcji. A kolekcję już ma niemałą.
- Skąd wy tyle o nim wiecie? – spytała Astrid. Inge i Verkel spojrzeli po sobie. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach, chłopak objął siostrę. Spoglądał na Czkawkę i Astrid milcząc. Cisza trwała długo zanim przemówił.
- Eyck… - zaczął, ale głos uwiązł mu w gardle. Znów długo milczał. Astrid postukała paznokciami w blat stołu czekając na odpowiedź. Czkawka zniecierpliwił się. Westchnął.
- Ten szaleniec… - dodał Verkel po chwili. Inge szturchnęła go łokciem.
- Nie mów tak o nim! – krzyknęła trochę za głośno – To nie jego wina, że oszalał…
- Fakt, to moja wina… - spochmurniał Verkel.
- Ani twoja! – obruszyła się rudowłosa – Już tyle razy o tym rozmawialiśmy – westchnęła, ocierając łzy z policzków.
- Ki jest Eyck? – Czkawka ponowił pytanie Astrid. Rodzeństwo znów zamilkło. Pierwsza odezwała się Inge. Widać było, że się wahała.
- Eyck – zaczęła – On jest naszym starszym bratem – wskazała siebie i Verkela. Tym samym zaskoczyła Astrid i Czkawkę. Chłopak aż musiał usiąść z wrażenia.
- B-bratem! – krzyknęła Astrid – Ale… wy… w ogóle nie jesteście do siebie podobni! – uśmiechnęła się zauważając własną gafę.
- No… właściwie to jest pół-bratem. Miał inną matkę, ale… - dodał Verkel – Z naszej trójki jest najstarszy. I mści się na nas.
- Mści? – spytali jednocześnie Astrid i Czkawka – Za co? – dopytała dziewczyna.
Znów zamilkli. Czkawka już wielce zirytowany, że rodzeństwo nie chce odpowiadać na żadne pytania uderzył pięścią w stół. Inge i Verkel wzdrygnęli się, zrozumiawszy, że muszą powiedzieć im całą prawdę, jeśli chcą czuć się w miarę bezpieczni na Berk. Astrid nawet nie zareagowała, była tak samo zdenerwowana.
- Słuchajcie – zaczął Czkawka – Jeśli chcecie byśmy wam pomogli, musicie mi powiedzieć to co wam leży na sercu. Im szybciej to zrobicie, tym dla was i dla smoków lepiej.
Verkel już otworzył usta ale to Inge przemówiła.
- Eyck mści się na nas za rzekome morderstwo jego smoka. Właściwie na Verkelu, ja wtedy nawet nie dotknęłam tej katapulty.
- Ja też… ale stałem obok…
- Chwila. Jakiej katapulty? – spytała Astrid – Możecie jaśniej?
- Jego smok zginał w czasie bitwy. Poległ trafiony ostrym kamieniem w szyję. Udusił się na miejscu – wyjaśniła Inge – Tak się złożyło, ze Verkel znajdował się akurat obok katapulty, kiedy Eyck dostrzegł śmierć swojego smoka. Uznał więc, że to on go zabił.
- A tak naprawdę nawet nie dotknąłem tej maszyny! – tłumaczył się blondwłosy – Zawsze walczyłem w piechocie, nigdy nie miałem smoka i nie miałbym po co ich zabijać…
- Eyck wmówił sobie, że Verkel zrobił to, bo mu zazdrościł – dodała Inge – Nie mógł przecierpieć śmierci swojego Koszmara Ponocnika. Zaczął podkradać mi moją Perseę – Inge pogłaskała smoczyce po nosie – Zabronił mi nawet dostępu do niej, roszcząc sobie jakieś prawa. Był już wtedy członkiem Ogólnokrajowej Organizacji do spraw Badania Smoczej Populacji na Południu. Zafałszował kilka papierów, przez co wyszło, że Persea jest jego.
- Wtedy ja i Inge uciekliśmy. Wraz z Perseą tułaliśmy się po morzach, brnąc na północ, gdzie Eyck nie miałby żadnej mocy, pragnąc tylko dopłynąć na Berk, na wyspę naszego ojca. Ale ten świr nas ścigał…
- Nie mów o nim świr! – znów upomniała go Inge.
- A ja go inaczej nazwać?! – krzyknął Verkel – Może „kochany Łowca Smoczych Głów, który zabije twojego smoka przy pierwszej okazji”?!
- Spokojnie – zawołał Czkawka, widząc wzrok Verkela.
- Kochałem go, Inge! – zawołał Verkel nie zwracając uwagi na Czkawkę – Kochałem jak brata! Ale to było dawno temu. Teraz sytuacja uległa zmianie. Inguś, on nas zabije. Zabije Perseę, a jeśli się postara, może wyrznąć w pień całą wioskę! I wtedy wszystkie smoki będą jego!
- Do tego nie dojdzie – wtrącił się Czkawka, mówiąc poważnym głosem – Nie, póki ja jestem wodzem. Póki jestem tu ja i Szczerbatek. Nie z takimi problemami sobie radziliśmy…
- Racja – przytaknęła Astrid – Słyszeliście historię o Drago Krwawdoniu i śmierci ojca Czkawki? – spytała ich pochylając się nad stołem
- Tak. Kto tego nie słyszał? – spytał Verkel. Jego wzrok utkwił w Czkawce. Kiwnął głową na znak szacunku.
- Co jest przeszłością, niech nią pozostanie. – skwitował Czkawka jednakże również skłonił się w podzięce.
- Nie będziemy wam dłużej przeszkadzać – chlipnęła Inge, ciągnąc brata za rękaw. Persea również się poruszyła, znużona dzisiejszym dniem – Muszę jeszcze obejrzeć otarcia Persei po tych linach. Kto wie w czym Eyck je trzymał – dodała po chwili kierując się w stronę wyjścia.
- Przecież nie przeszkadzacie – zawołała Astrid.
- Późno już jest, jestem zmęczona, Verkel pewnie też… i Persea widać, że padnięta. Dobranoc! – krzyknęła jeszcze zza drzwi.
Astrid i Czkawka spojrzeli po sobie. Wichura i Szczerbatek drzemali.
- Idziemy jeszcze gdzieś na spacer? – spytał ją po chwili.
Astrid stała już przy wejściu.
***
Szli pod rękę będąc już na obrzeżach wioski. Milczeli, rozkoszując się ciepłym południowym wiatrem i rozgwieżdżonym niebem. Było cicho i spokojnie, jedynie świerszcze cykały w trawie.
Weszli na ścieżkę prowadzącą do lasu. Mimo iż było już późno w nocy zdecydowali się przespacerować pośród wysokich, wiekowych sosen. Co chwila przystawali, wsłuchując się w głuszę.
- Astrid? – zaczął Czkawka. Ton jego głosu był niepewny.
- Co? – spytała, wpatrując się w niego. Jej czy szkliły się w księżycowym blasku niczym diamenty. Czkawka znieruchomiał pod wpływem jej spojrzenia.
- Co się stało? – spytała rozbawiona po chwili, kiedy chłopak wciąż nie odpowiadał. Otrząsnął się dopiero po chwili.
- Nie… nic się nie stało… chciałem tylko spytać, czy… myślałaś może o naszej przyszłości?
Astrid zarumieniła się. Zauważył to nawet pośród ciemności.
- Trochę – schwytała się za lewe przedramię – Ale wiesz… co będzie to będzie, nie ma sensu gdybać – odparła po chwili.
- A gdyby tak – podchwycił Czkawka ale… coś mu przemknęło przed oczami w oddali – Astrid… - zaczął chwytając ją za rękę i przyglądając się odległym drzewom – Nie idź dalej – szepnął.
- Co? Czemu? – spytała.
Nagle Czkawka zauważył pędzącą ku nim strzałę.
- Na ziemię! – krzyknął powalając dziewczynę. Pisnęła cicho.
- Co ci odwaliło? – spytała i zauważyła płonący bełt wbity w drzewo za nimi – O matko… - szepnęła.
- Jaki refleks! – usłyszeli z tyłu. Czkawka podniósł się podając rękę Astrid.
- Topór? – szepnął do niej ledwie poruszając ustami. Sięgnęła ręką za plecy. Broń ukryta pod futrzaną narzutką była tam gdzie być powinna.
- Jest – odszepnęła najciszej jak umiała. Człowiek w oddali wciąż mówił.
- Mama nie nauczyła was, że błąkać się po lesie w nocy niebezpiecznie? – spytał. Czkawka już skądś znał ten głos.
- Jej mama zmarła dwadzieścia lat temu a moja niedawno wróciła po dwudziestoletnim urlopie więc nie, nie nauczyły nas – odparł sarkastycznie kładąc powoli rękę na rękojeści ukrytego miecza – Inferno.  Głos w oddali zbliżał się coraz bardziej. Z drugiej strony nadchodzili ludzie z łukami i kuszami.
- To wielka szkoda – skomentował głos – Wielka szkoda, że wódz Berk i jego narzeczona zaraz zginą…
- Właściwie to jeszcze nie jesteśmy narzeczeństwem – odezwała się Astrid zbijając z tematu człowieka w ciemności.
- Mniejsza o to! – warknął głos wyłaniając się na światło księżyca.
- Eyck – burknął Czkawka – Wiedziałem…
- We własnej osobie – mężczyzna skłonił się nisko i uśmiechnął szaleńczo – Przypadkiem słyszałem waszą rozmowę z Inge i Verkelem w domu tej ślicznotki – wskazał na Astrid – Nie wierzcie im tak co do słowa… Oni też nie mają tak czystej przeszłości jak wam mówią. Ale… nie będziemy przecież o nich rozmawiać. Przecież przyszedłem was tu… zabić! – warknął i skoczył na Czkawke z mieczem. Chłopak w ostatniej chwili wyjął Inferno przecinając rozpalonym ostrzem klingę przeciwnika.
- Co do? – zaczął Eyck spoglądając na resztkę swojego miecza tkwiącego w rękojeści.
- Astrid! Biegnij! – krzyknął Czkawka łapiąc ja za rękę i puścił się biegiem. Ludzie Eycka ruszyli za nimi ale ten ich powstrzymał.
- Czekajcie – podniósł dłoń – Z tego co mi się zdaje tam jest urwisko… - znów uśmiechnął się szaleńczo. Powoli poszedł śladem Astrid i Czkawki.
***
- Astrid, stój – szepnął do dziewczyny chłopak. Oboje dyszeli ze zmęczenia. Znajdowali się już tuz przed zapadliną – Musimy się schować!
Dziewczyna na te słowa pociągnęła go między drzewa. Bez słowa przemykała pomiędzy pniami porośniętymi mchem, bluszczem i cierniem. Kiedy byli już kawałek oddaleni od ścieżki, ale nie na tyle, by nie móc obserwować polanki przed rozpadliną zatrzymała się chowając za szerokim sosnowym drzewem. Mocno chwyciła się kory, stając plecami do niej i nasłuchując. Czkawka kucnął tuż obok, zasłonięty wysokim krzakiem i obserwował.
Chwilę potem na polanie pojawił się Eyck. Podszedł do krawędzi zapaści i spojrzał w dół na morze obijające się o skały. Uśmiechnął się zauważając coś na dnie. Wziął pochodnie i puścił ją nad rozpadliną oświetlając przy tym drogę w dół. Zaśmiał się po chwili.
- Czy to nie wisi tam derka tej dziewczyny? – spytał Eycka chudy i brudny pirat stojący obok niego.
- W rzeczy samej. Nie wierzę, że skoczyli. – na te słowa odwrócił się i powiedział – Odwrót. Przeciwnik zgładzony.
 Czkawka wpatrywał się w Astrid. Dziewczyna wciąż miała na sobie swoją futrzaną narzutkę, więc skąd u licha Eyck dojrzał tam coś na dole?
Astrid spojrzała na Czkawkę i uśmiechnęła się. Podszedł bliżej stając naprzeciw niej tak, że wciąż był ukryty za drzewem. Bardzo blisko niej.
- Jak? – spytał.
- Nie wiem… może to tylko coś włochatego kiedyś tam spadło i futro pozostało? – uśmiechnęła się – W każdym razie to nas uratowało i dzięki Odynowi, że tam było. – objęła go w pasie – Chyba chciałeś mnie o coś pytać, prawda?
- Aa.. tak – chwycił się za głowę – No bo wiesz… Tak sobie ostatnio myślałem…
- Czkawka – przerwała mu Astrid – Nie mąć? O co chodzi?
Chłopak, widząc jej minę, delikatnie przyklęknął wyjmując z kieszeni pierścionek z szafirem.
- Wtedy podczas tej zabawy w twierdzy poszedłem po to – uśmiechnął się, patrząc jej w oczy. Astrid zatkała usta dłonią. Mimo iż w lesie było już zupełnie ciemno Czkawka dostrzegł łzy w jej oczach.
- Byłbym najszczęśliwszym…
- Tak! – krzyknęła zanim dokończył i znów zatkała usta – Wybacz… - szepnęła klękając przy nim. Ujęła twarz Czkawki i ucałowała go mocno. Chłopak w międzyczasie założył jej pierścionek na palec.
- Nigdy się nie spodziewałam po tobie, że to ty mnie spytasz – zaśmiała się cicho odrywając się od jego ust – Zawsze myślałam, że to ja będę musiała cię skłaniać…

- Nie musiałaś – również się uśmiechnął wstając razem z nią. 

10 komentarzy:

  1. Uhuhu :3 w jednej notce wszystko, co Cece lubi najbardziej :D szacun :D
    Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji ;o Eyck jest ich bratem...? Wow :3
    I te oświadczyny na końcu - uwielbiam :3
    Czekam na cd! :D
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny :)
    Cillianna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... ja lubię mieszać :D A wątek, zę jest ich bratem jeszcze bardziej utragiczni cała akcję, prawda?? :D

      Wena jest ale tylko na wikingach... na Eragonie nie potrafię zdania zklecić :(

      Niedługo jadę nad morze :D Może i weny przybędzie :D Napewno nadal bede pisać ale tak sobie w zeszycie... potem to poprzepisuję ;)

      Równiez pozdrawiam :)

      Strażniczka :)

      Usuń
    2. Wena na pewno przyjdzie :3 mnie też ostatnio często odwiedza :) jak nie ta do opowiadania, to ta rysownicza :3
      A efekty tej pierwszej można już zobaczyć :D
      http://cillianna-i-kai.blogspot.com/2014/07/bekitny-oddzia.html
      Jeśli jeszcze nie czytałaś, to zapraszam :3
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ale masz zadziobasty blog ! Czekam na nexty ;) Pzdr :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne :) Tak strasznie lubie czytac tego bloga :) Pisz prosze wiecej :) Pozdrawiam Gabu21

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Równiez serdecznie pozdrawiam :D

      Usuń
  4. Zobaczysz mój blog ? http://opowiesci-z-berk.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczę, ale z takimi komentarzami to do zakładki "spam". Po to ona jest, żeby się tam reklamować i podsyłać linki swoich blogów :)

      Usuń
    2. OMG nasz Czkawka się oświadczył:-) to takie wzruszające!! :') płacze ze z szczęścia jak Astriś :* ahhh i ta adrenalina kiedy gonili ich ludzie Ecyka:-) doskonały blog :) jesteś najlepsza :*

      Usuń