5 lipca 2014

3. Eyck Ponury

Krótkie, ale to tylko taki łącznik pomiędzy poprzednim rozdziałem a następnym :)  Zapraszam :

"Dance With Dragons" - oto piosenka, której tytuł pojawia się w notce... :)


***

Czarny okręt zacumował w pobliżu Berk, chowając się za skałami. Kapitan statku – czarnobrody mężczyzna obserwował osadę za pomocą lunety. Choć jego statek znajdował się daleko od brzegu, dzięki urządzeniu widział wszystko jak na dłoni: przygaszone ogniska, ciche chaty i inne budowle, niższe i skromniejsze niż się spodziewał. Od czasu do czasu w mroku odzywał się ryk smoka, słyszał, zagłuszone przez szum morskich fali, śmiechy ludzi.
- Pewnie ucztują? – spytał go jeden z jego podwładnych.
Kapitan skrzywił się na widok człowieka. Miał nierówno przycięte włosy, brakowało mu kilku zębów, zamiast nogi miał drewnianą protezę. Poza tym był brudny i chudy, jak większość piratów, których najął kilka miesięcy temu w jednym z południowych portów. Pokręcił głową i znów spojrzał w lunetę, mamrocząc sam do siebie.
- Wiem, że tam jesteś Inge. Nawet Verkel nie uchroni tej Południowej Furii przed Łowcą… - zaśmiał się parszywie – Głowa twojej pięknej Persei znajdzie się w mojej kolekcji. W Kolekcji Smoczych Głów Wielkiego Eycka Ponurego!

***
Mimo późnej pory zabawa w Twierdzy wciąż trwała.
- Czkawka? – zaczęła Astrid stukając go w ramię. Wyjątkowo delikatnie jak na Astrid.
- Słucham? – odwrócił się w jej stronę i znalazł się zaledwie kilka centymetrów od jej ust. Zwalczył w sobie przemożną pokusę, by ją pocałować. Uśmiechała się szeroko, odsłaniając swoje białe, niczym perły, zęby.
- Choć zatańczyć! – krzyknęła, ciągnąc go za rękę. Wikingowie zgromadzeni przy stole zaśmiali się, gdy Pyskacz opowiedział kolejną anegdotę. Szczerbatek podszedł bliżej swojego jeźdźca i szturchał go w ramię głody zabawy. Czkawka pogłaskał swojego smoka.
- Nie rozerwę się mordko – zaśmiał się do smoka, który wrzucił mu na kolana połowę swojej ryby – Astrid była pierwsza.
- Idź się pobawić z nowo poznaną Furią! – blondwłosa poklepała smoka po pyszczku. Smok prychnął ale odszedł na bok. Tymczasem Astrid wciąż wyciągała Czkawkę do tańca.
- No, nie daj się prosić. Choć!
- Astrid, wiesz, że nie tańczę. Po pierwsze, nie umiem, a po drugie noga…
- Marne wymówki – zaśmiała się dźwięcznie lekceważąc jego argumenty i pociągnęła go mocniej. Na tyle, że musiał wstać ze swojego miejsca.
- Patrzcie! – Sączysmark, który nalewał piwo, a raczej rozlewał po stole, Mieczykowi, Śledzikowi, Szpadce, Eretowi, Inge i Verkelowi – Co to się stało, że Czkawka wstał od stołu? Od kiedy został wodzem ani razu jeszcze nie bawił się normalnie na żadnej uczcie!
- Raz pamiętam, jeszcze za życia Stoika – zaczęła Szpadka, mówiąc do Inge i Verkela – Tak się spili – wskazała na Śledzika, Sączysmarka, swojego brata i machnęła ręką na Czkawkę – Że musieliśmy ich nieść! Gdyby nie pomoc smoków musieliby wytrzeźwieć w twierdzy.
Inge i Verkel ryknęli śmiechem, Eret tylko się uśmiechnął. Słyszał tę opowieść już setki razy.
- A jak Stoik potem na nich wrzeszczał - dziewczyna chwyciła się za głowę – Gdyby go Pyskacz nie powstrzymał, nie wiem co by im zrobił… - zawiesiła głos obserwując tańczących na środku Sali w tym Astrid i Czkawkę, krzywiącego się za każdym razem gdy nadepnął swoją partnerkę, lub wpadł na kogoś innego obok.
Pieśń zmieniła ton. Stała się jeszcze bardziej skoczna i żywsza.
- Och… grają mój ukochany „Taniec ze smokami!” – pisnęła Inge i wzdrygnęła się, kiedy Sączysmark, już mocno nietrzeźwy upadł pod stół i zasnął.
- On tak zawsze? – spytała.
- Nie – odparł jej Śledzik – Tylko jeśli ktoś poda mu beczkę piwa. Grupka ryknęła śmiechem. Inge przyglądała się tańczącym, cmokając i kręcąc głową. W końcu wstała i pomaszerowała na środek.
- To się inaczej tańczy! – krzyknęła tak, by wszyscy ja usłyszeli.
- Korzystając z okazji – szepnął Czkawka do Astrid – Muszę na chwilę skoczyć do domu po.. coś.
- Jak musisz to leć – odparła dziewczyna – ale wracaj szybko – dodała patrząc na oddalającego się w stronę wyjścia Czkawki. Szczerbatek doskoczył w sekundę do swojego jeźdźca, rad, że może z nim trochę pobyć. Oboje niczym cień rozpłynęli się na zewnątrz w ciemnościach.

***

- Szef to widział? Cos tam przeleciało! – krzyknął pirat siedzący na bocianim gnieździe. Posiadał własną lunetę, niezbyt dużą ale wystarczającą.
- To pewnie jakiś smok. Na Berk jest ich trzy razy więcej niż ludzi – westchnął Eyck
- Pięć razy – poprawił go pirat.
- A co za różnica! – warknął Eyck już wystarczająco rozdrażniony.
- To miało kształt Furii! Tylko… było dużo bardziej rozmazane i ciemniejsze! I szybsze! – rzucał uwagami pirat z bocianiego gniazda.
Eyck zatrzymał się wryty na dźwięk słów pirata. Ledwie go słyszał, ale był pewien. Południowa Furia, choć jest zwinna, zwrotna, pełna gracji i majestatu nie jest zbyt szybka jak na takiego smoka. I z reguły nie porusza się w ciemnościach, choć wzrok ma doskonały. Tak więc w takim razie… To musiała być…
- Niemożliwe! – Eyck szepnął sam do siebie – Uchowałaby się jeszcze jedna? Ojciec opowiadał, że na Berk nie ma już ani jednej… Nie było – zaczął się jąkać wpatrując się w ciemność. Czarny kształt znów przemknął nad chałupami na tle nieba pełnego gwiazd. Eyck zacisnął palce w pięści uśmiechając się podle.
- Szefie? – spytali go jego ludzie. Długo oczekiwali odpowiedzi. W końcu Eyck wypuścił powietrze z płuc.

- Myślę, że urządzimy podwójne polowanie… Odbiorę moją własność a jako odsetki zabiorę sobie – podążył wzrokiem za lądującym czarnym kształtem – Nocną Furię… - powiedział niemalże szeptem. Ton jego głosu zmroził krew w żyłach jego załogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz