Krótkie, ale to tylko taki łącznik pomiędzy poprzednim rozdziałem a następnym :) Zapraszam :)
"Dance With Dragons" - oto piosenka, której tytuł pojawia się w notce... :)
***
"Dance With Dragons" - oto piosenka, której tytuł pojawia się w notce... :)
***
Czarny okręt zacumował w pobliżu Berk, chowając się
za skałami. Kapitan statku – czarnobrody mężczyzna obserwował osadę za pomocą
lunety. Choć jego statek znajdował się daleko od brzegu, dzięki urządzeniu
widział wszystko jak na dłoni: przygaszone ogniska, ciche chaty i inne budowle,
niższe i skromniejsze niż się spodziewał. Od czasu do czasu w mroku odzywał się
ryk smoka, słyszał, zagłuszone przez szum morskich fali, śmiechy ludzi.
-
Pewnie ucztują? – spytał go jeden z jego podwładnych.
Kapitan
skrzywił się na widok człowieka. Miał nierówno przycięte włosy, brakowało mu
kilku zębów, zamiast nogi miał drewnianą protezę. Poza tym był brudny i chudy,
jak większość piratów, których najął kilka miesięcy temu w jednym z południowych portów. Pokręcił głową i znów spojrzał w lunetę, mamrocząc sam do siebie.
-
Wiem, że tam jesteś Inge. Nawet Verkel nie uchroni tej Południowej Furii przed
Łowcą… - zaśmiał się parszywie – Głowa twojej pięknej Persei znajdzie się w
mojej kolekcji. W Kolekcji Smoczych Głów Wielkiego Eycka Ponurego!
***
Mimo późnej pory zabawa w Twierdzy wciąż trwała.
-
Czkawka? – zaczęła Astrid stukając go w ramię. Wyjątkowo delikatnie jak na
Astrid.
-
Słucham? – odwrócił się w jej stronę i znalazł się zaledwie kilka centymetrów
od jej ust. Zwalczył w sobie przemożną pokusę, by ją pocałować. Uśmiechała się
szeroko, odsłaniając swoje białe, niczym perły, zęby.
-
Choć zatańczyć! – krzyknęła, ciągnąc go za rękę. Wikingowie zgromadzeni przy
stole zaśmiali się, gdy Pyskacz opowiedział kolejną anegdotę. Szczerbatek
podszedł bliżej swojego jeźdźca i szturchał go w ramię głody zabawy. Czkawka
pogłaskał swojego smoka.
-
Nie rozerwę się mordko – zaśmiał się do smoka, który wrzucił mu na kolana
połowę swojej ryby – Astrid była pierwsza.
-
Idź się pobawić z nowo poznaną Furią! – blondwłosa poklepała smoka po pyszczku.
Smok prychnął ale odszedł na bok. Tymczasem Astrid wciąż wyciągała Czkawkę do
tańca.
-
No, nie daj się prosić. Choć!
-
Astrid, wiesz, że nie tańczę. Po pierwsze, nie umiem, a po drugie noga…
-
Marne wymówki – zaśmiała się dźwięcznie lekceważąc jego argumenty i pociągnęła
go mocniej. Na tyle, że musiał wstać ze swojego miejsca.
-
Patrzcie! – Sączysmark, który nalewał piwo, a raczej rozlewał po stole,
Mieczykowi, Śledzikowi, Szpadce, Eretowi, Inge i Verkelowi – Co to się stało,
że Czkawka wstał od stołu? Od kiedy został wodzem ani razu jeszcze nie bawił
się normalnie na żadnej uczcie!
-
Raz pamiętam, jeszcze za życia Stoika – zaczęła Szpadka, mówiąc do Inge i
Verkela – Tak się spili – wskazała na Śledzika, Sączysmarka, swojego brata i
machnęła ręką na Czkawkę – Że musieliśmy ich nieść! Gdyby nie pomoc smoków musieliby
wytrzeźwieć w twierdzy.
Inge
i Verkel ryknęli śmiechem, Eret tylko się uśmiechnął. Słyszał tę opowieść już
setki razy.
-
A jak Stoik potem na nich wrzeszczał - dziewczyna chwyciła się za głowę – Gdyby
go Pyskacz nie powstrzymał, nie wiem co by im zrobił… - zawiesiła głos
obserwując tańczących na środku Sali w tym Astrid i Czkawkę, krzywiącego się za
każdym razem gdy nadepnął swoją partnerkę, lub wpadł na kogoś innego obok.
Pieśń
zmieniła ton. Stała się jeszcze bardziej skoczna i żywsza.
-
Och… grają mój ukochany „Taniec ze smokami!” – pisnęła Inge i wzdrygnęła się,
kiedy Sączysmark, już mocno nietrzeźwy upadł pod stół i zasnął.
-
On tak zawsze? – spytała.
-
Nie – odparł jej Śledzik – Tylko jeśli ktoś poda mu beczkę piwa. Grupka ryknęła
śmiechem. Inge przyglądała się tańczącym, cmokając i kręcąc głową. W końcu
wstała i pomaszerowała na środek.
-
To się inaczej tańczy! – krzyknęła tak, by wszyscy ja usłyszeli.
-
Korzystając z okazji – szepnął Czkawka do Astrid – Muszę na chwilę skoczyć do
domu po.. coś.
-
Jak musisz to leć – odparła dziewczyna – ale wracaj szybko – dodała patrząc na
oddalającego się w stronę wyjścia Czkawki. Szczerbatek doskoczył w sekundę do
swojego jeźdźca, rad, że może z nim trochę pobyć. Oboje niczym cień rozpłynęli
się na zewnątrz w ciemnościach.
***
- Szef to widział? Cos tam przeleciało! – krzyknął pirat
siedzący na bocianim gnieździe. Posiadał własną lunetę, niezbyt dużą ale
wystarczającą.
-
To pewnie jakiś smok. Na Berk jest ich trzy razy więcej niż ludzi – westchnął Eyck
-
Pięć razy – poprawił go pirat.
-
A co za różnica! – warknął Eyck już wystarczająco rozdrażniony.
-
To miało kształt Furii! Tylko… było dużo bardziej rozmazane i ciemniejsze! I
szybsze! – rzucał uwagami pirat z bocianiego gniazda.
Eyck
zatrzymał się wryty na dźwięk słów pirata. Ledwie go słyszał, ale był pewien.
Południowa Furia, choć jest zwinna, zwrotna, pełna gracji i majestatu nie jest
zbyt szybka jak na takiego smoka. I z reguły nie porusza się w ciemnościach,
choć wzrok ma doskonały. Tak więc w takim razie… To musiała być…
-
Niemożliwe! – Eyck szepnął sam do siebie – Uchowałaby się jeszcze jedna? Ojciec
opowiadał, że na Berk nie ma już ani jednej… Nie było – zaczął się jąkać
wpatrując się w ciemność. Czarny kształt znów przemknął nad chałupami na tle
nieba pełnego gwiazd. Eyck zacisnął palce w pięści uśmiechając się podle.
-
Szefie? – spytali go jego ludzie. Długo oczekiwali odpowiedzi. W końcu Eyck
wypuścił powietrze z płuc.
-
Myślę, że urządzimy podwójne polowanie… Odbiorę moją własność a jako odsetki
zabiorę sobie – podążył wzrokiem za lądującym czarnym kształtem – Nocną Furię…
- powiedział niemalże szeptem. Ton jego głosu zmroził krew w żyłach jego
załogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz